Obiekt
Turoń
Informacje
Nr inwentarza
Nr inw. MNS KW 7148, EI/1108
Dział
Etnografii
Technika
Praca ręczna
Materiał
drewno, skóra i rogi baranie
Klasyfikacja praw autorskich
Opis
W sieni w chałupie z Podegrodzia w Sądeckim Parku Etnograficzym znajduje się interesujący eksponat związany z powszechnym dawnej zwyczajem chodzenia po kolędzie, czyli obrzędowym odwiedzaniem domów przez grupy przebierańców przynoszących świąteczne i noworoczne życzenia. To łeb turonia – jeden z charakterystycznych dla polskiej wsi atrybutów kolędniczych. Łeb kojarzącego się z turem zwierzęcia, symbolizującego siłę, wykonano z połowy drewnianego klocka i obito baranią, kędzierzawą skórą. Na głowie zamocowano duże, baranie rogi.
Turoń ma ruchomą paszczę, kłapiącą luźno zamocowaną dolną szczęką. Łeb, ciężki i masywny, jest osadzony na drągu. Dzięki temu kolędnik odgrywający turonia mógł pewnie trzymać rekwizyt. Sam przez całe przestawienie był mocno pochylony i schowany pod derką, którą ciekawscy widzowie starali się z niego zedrzeć. Odgrywanie turonia było trudne, wymagało siły i sprawności. Chłopak chodzący pod turoniem musiał jak najwięcej „wyrządzać”. Skakał po izbie, wskakiwał na piec czy łóżka, szturchał tyłkiem zaczepiających go domowników, straszył dzieci i dokuczał dziewczynom bodąc je rogami. Często, dla wzmocnienia efektu, rogi nabijano gwoździami albo okręcano cierniakami, a na pysku maszkary mocowano skórkę z jeża.
Grupy kolędników zaczynały chodzić po wsiach w dniu św. Szczepana (26 grudnia), ich odwiedziny trwały do Trzech Króli (6 stycznia), ale zdarzało się, że przedłużały się nawet do Matki Boskiej Gromnicznej (2 luty). Kolędowanie mieściło się w uświęconych tradycją schematach, jednak dopuszczało dużą wariantowość i zostawiało miejsce na pomysłowość odtwórców. Spełniało ważne funkcje obrzędowo-magiczne, religijne i towarzysko-społeczne. Dla wykreowania rzeczywistości kluczowe były formuły wygłaszanych oracji i kolęd życzeniowych (np. „Turoniku, turoniku na piec, na piec, bo tam jes ładny chłopiec, chłopiec. Turoniku, turoniku do kąta, do kąta, bo tam som ładne dziewcęta, dziewcęta. Łobróć ze się turoniku dokoła, dokoła, żeby buła gospodyni wesoło, wesoło”) oraz gesty i atrybuty przebierańców. Żywiołowość i aktorski talent odgrywających swoje role mężczyzn zapewniały wyczekiwaną przez mieszkańców wsi rozrywkę. Dla wykonawców kolędowanie było sposobem na zarobek.
„Po kolędzie chodzili chłopy, babom i dziewcentom nie wolno było. Chodzili i żonaci i kawalerowie. Chodzili po to, żeby życzyć powodzenia, żeby się darzyło wszystkim we wsi. Kolędniki chodzili wieczór i w nocy, czasem nawet budzili domowników głośnem śpiewaniem. Przychodzili, śpiewali za oknem, dzwonili dzwonkiem. Pytali czy wpuścicie, czy nie wpuścicie. Do środka kolędników zaprosił zawsze gospodarz” (z badań terenowych).
U Lachów Sądeckich po kolędzie chodziły różne grupy (z gwiazdą, szopką, Herody, draby), jednak wizyty kolędników z turoniem wywoływały najwięcej emocji. Turoniowi towarzyszyli Żyd, Cygan i Cyganka, Dziad, a w Podegrodziu – Niemy (była to postać występująca tylko w tej wsi). Odgrywał ją chłopak ubrany w biały, wypchany słomą strój, twarz miał zakrytą maską, trzymał skopiec z wodą i kropidło ze słomy, nic nie mówiąc, obficie kropił domowników. Wizyta kolędników przybierała formę widowiska parateatralnego z udziałem aktorów i widzów. Każdy miał wyuczoną rolę, grupa odgrywała żywiołowe przedstawienie, którego punkt kulminacyjny stanowiła śmierć i ożywienie turonia, co miało odniesienia do magii wegetacyjnej. Turoń, zmęczony harcami, padał martwy na podłogę. Każdy próbował go uzdrowić i ożywić, odczyniając uroki, dmuchając w pysk i pod ogon czy pojąc wódką. Ponieważ zabiegi nie dawały efektu, Żyd i Cygan zaczynali się targować o skórę zwierzęcia. Nagle turoń ożywał, by z jeszcze większą energią skakać i tańczyć po izbie. Kolędowanie kończono winszowaniem, sypano przy tym owsem. Często dla każdego domownika wygłaszano odrębne życzenia.
Wierzono, że wizyta kolędników przyniesie domostwu szczęście i błogosławieństwo, za życzenia należało ich więc wynagrodzić, czyli obdarować kolędą. Zwykle robił to gospodarz, sypiąc dziadowi do worka miarkę ziarna, dawano też chleb i inne produkty spożywcze, czasami drobne pieniądze. Nieraz kolęda zebrana przez cały dzień była tak hojna, „że po groblach łostawiali, na drugi dzień musieli zbierać, bo nie uniesły”. Zdarzało się nawet, że po datki trzeba było przyjechać furmanką.
Joanna Hołda
Miejsce pochodzenia eksponatu: Librantowa (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Ważniejsza literatura:
Magdalena Kroh, „Co to za gwiozdecka nad Osowiom świyci. Zwyczaje kolędnicze w Podegrodziu”, Podegrodzie 2008
Hubert Czachowski, „Akwizytorzy szczęścia. O dawnych i współczesnych kolędnikach”, Toruń 2020
Joanna Hołda, „Zwyczaje i obrzędy doroczne”, [w:] „Kultura ludowa Górali Nadpopradzkich”, w przygotowaniu
Fot. Piotr Droździk