ZAGRODY I WYBRANE OBIEKTY
Nr 1 Dymna chałupa z Podegrodzia
Chałupa z Podegrodzia z pierwszej połowy XIX wieku, należąca do wyrobnika rolnego. Drewniana, ściany bielone wapnem, wejście od szczytu. Dach czterospadowy, kryty słomą. Nad drzwiami krzyżyki z palm wielkanocnych, które miały chronić dom przed piorunem i ogniem oraz zapewnić szczęście.
W chałupie trzy ciasne pomieszczenia: sień, kuchnia i izdebka. We wszystkich pomieszczeniach gliniane klepisko. Urządzenie wnętrza jest typowe dla biedoty wiejskiej z początku dwudziestego wieku.
W kuchni prymitywny piec dymny z nalepą, na której rozpalano ogień, połączony z piecem ogrzewającym izdebkę. Dym uchodził na strych otworem w powale, tak zwaną woźnicą. Pod powałą dwie równoległe belki zwane „poleniami”, służące do suszenia drewna opałowego. W kuchni trzymano krowy.
W izdebce dwa łóżka, ława do spania dla dziecka, skrzynia na odzież. Codzienne ubrania wiszą na żerdce pod powałą. Na ścianie nad stołem rząd oleodruków o treści religijnej. Ornamenty malowane na ścianach izdebki, powtarzające motyw haftów z ubiorów lachowskich, występowały lokalnie w Podegrodziu na początku XX w.
W chałupie trzy ciasne pomieszczenia: sień, kuchnia i izdebka. We wszystkich pomieszczeniach gliniane klepisko. Urządzenie wnętrza jest typowe dla biedoty wiejskiej z początku dwudziestego wieku.
W kuchni prymitywny piec dymny z nalepą, na której rozpalano ogień, połączony z piecem ogrzewającym izdebkę. Dym uchodził na strych otworem w powale, tak zwaną woźnicą. Pod powałą dwie równoległe belki zwane „poleniami”, służące do suszenia drewna opałowego. W kuchni trzymano krowy.
W izdebce dwa łóżka, ława do spania dla dziecka, skrzynia na odzież. Codzienne ubrania wiszą na żerdce pod powałą. Na ścianie nad stołem rząd oleodruków o treści religijnej. Ornamenty malowane na ścianach izdebki, powtarzające motyw haftów z ubiorów lachowskich, występowały lokalnie w Podegrodziu na początku XX w.
Rekwizyt kolędniczy - turoń
Nr inw. MNS KW 7148, EI/1108
Materiał: drewno, skóra i rogi baranie
Wymiary: wys. 110 cm
Miejsce pochodzenia: Librantowa (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Materiał: drewno, skóra i rogi baranie
Wymiary: wys. 110 cm
Miejsce pochodzenia: Librantowa (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
W sieni w chałupie z Podegrodzia postawiono interesujący eksponat związany z powszechnym dawnej zwyczajem chodzenia po kolędzie, czyli obrzędowego odwiedzania domów przez grupy przebierańców przynoszących świąteczne i noworoczne życzenia. To łeb turonia – jeden z charakterystycznych dla polskiej wsi atrybutów kolędniczych. Łeb tego fantastycznego zwierzęcia, kojarzącego się z turem, a symbolizującego siłę, płodność i dostatek, wykonano z połowy drewnianego klocka i obito baranią, kędzierzawą skórą. Na głowie zamocowano duże, baranie rogi. Turoń ma ruchomą paszczę, kłapiącą luźno zamocowaną dolną szczęką. Łeb, ciężki i masywny, jest osadzony na drągu. Dzięki temu kolędnik odgrywający turonia mógł pewnie trzymać rekwizyt. Sam przez całe przedstawienie był mocno pochylony i schowany pod derką, którą ciekawscy widzowie starali się z niego zedrzeć. Odgrywanie turonia było trudne, wymagało siły i sprawności. Chłopak chodzący pod turoniem musiał jak najwięcej „wyrządzać”. Skakał po izbie, wskakiwał na piec czy łóżka, szturchał tyłkiem zaczepiających go domowników, straszył dzieci i dokuczał dziewczynom bodąc je rogami. Często, dla wzmocnienia efektu, rogi nabijano gwoździami albo okręcano cierniakami, a na pysku maszkary mocowano skórkę z jeża.
Grupy kolędników zaczynały chodzić po wsiach w dniu św. Szczepana (26 grudnia), ich odwiedziny trwały do Trzech Króli (6 stycznia), ale zdarzało się, że przedłużały się nawet do Matki Boskiej Gromnicznej (2 luty). Kolędowanie mieściło się w uświęconych tradycją schematach, jednak dopuszczało dużą wariantowość i zostawiało miejsce na pomysłowość odtwórców. Spełniało ważne funkcje obrzędowo-magiczne, religijne i towarzysko-społeczne. Dla wykreowania rzeczywistości kluczowe były formuły wygłaszanych oracji i kolęd życzeniowych (np. „Turoniku, turoniku na piec, na piec, Bo tam jes ładny chłopiec, chłopiec. Turoniku, turoniku do kąta, do kata, Bo tam som ładne dziewcęta, dziewcęta. Łobróć ze się turoniku dokoła, dokoła, Żeby buła gospodyni wesoło, wesoło”) oraz gesty i atrybuty przebierańców. Żywiołowość i aktorski talent odgrywających swoje role mężczyzn zapewniały wyczekiwaną przez mieszkańców wsi rozrywkę. Dla wykonawców kolędowanie było też sposobem na zarobek.
Grupy kolędników zaczynały chodzić po wsiach w dniu św. Szczepana (26 grudnia), ich odwiedziny trwały do Trzech Króli (6 stycznia), ale zdarzało się, że przedłużały się nawet do Matki Boskiej Gromnicznej (2 luty). Kolędowanie mieściło się w uświęconych tradycją schematach, jednak dopuszczało dużą wariantowość i zostawiało miejsce na pomysłowość odtwórców. Spełniało ważne funkcje obrzędowo-magiczne, religijne i towarzysko-społeczne. Dla wykreowania rzeczywistości kluczowe były formuły wygłaszanych oracji i kolęd życzeniowych (np. „Turoniku, turoniku na piec, na piec, Bo tam jes ładny chłopiec, chłopiec. Turoniku, turoniku do kąta, do kata, Bo tam som ładne dziewcęta, dziewcęta. Łobróć ze się turoniku dokoła, dokoła, Żeby buła gospodyni wesoło, wesoło”) oraz gesty i atrybuty przebierańców. Żywiołowość i aktorski talent odgrywających swoje role mężczyzn zapewniały wyczekiwaną przez mieszkańców wsi rozrywkę. Dla wykonawców kolędowanie było też sposobem na zarobek.
„Po kolędzie chodzili chłopy, babom i dziewcentom nie wolno było. Chodzili i żonaci i kawalerowie. Chodzili po to, żeby życzyć powodzenia, żeby się darzyło wszystkim we wsi. Kolędniki chodzili wieczór i w nocy, czasem nawet budzili domowników głośnem śpiewaniem. Przychodzili, śpiewali za oknem, dzwonili dzwonkiem. Pytali czy wpuścicie, czy nie wpuścicie. Do środka kolędników zaprosił zawsze gospodarz”. U Lachów Sądeckich po kolędzie chodziły różne grupy (z gwiazdą, szopką, Herody, draby), jednak wizyty kolędników z turoniem wywoływały najwięcej emocji. Turoniowi towarzyszyli Żyd, Cygan i Cyganka, Dziad, a w Podegrodziu – Niemy. Była to postać występująca tylko w tej wsi. Odgrywał ją chłopak ubrany na biało, cały wypchany słomą, twarz miał zakrytą maską, trzymał skopiec z wodą i kropidło ze słomy, nic nie mówiąc, obficie kropił domowników. Wizyta kolędników przybierała formę widowiska parateatralnego z udziałem aktorów i widzów. Każdy miał wyuczoną rolę, grupa odgrywała żywiołowe przedstawienie, którego punktem kulminacyjnym była śmierć i ożywienie turonia, co miało odniesienia do magii wegetacyjnej. Turoń, zmęczony harcami, padał martwy na podłogę. Każdy próbował go uzdrowić i ożywić, odczyniając uroki, dmuchając w pysk, robiąc lewatywę czy pojąc wódką. Ponieważ zabiegi nie dawały efektu, Żyd i Cygan zaczynali się targować o skórę zwierzęcia. Nagle turoń ożywał, by z jeszcze większą energią skakać i tańczyć po izbie. Kolędowanie kończono winszowaniem, sypano przy tym owsem. Często dla każdego domownika wygłaszano odrębne życzenia.
Wierzono, że wizyta kolędników przyniesie domostwu szczęście i błogosławieństwo, za życzenia należało ich więc wynagrodzić, czyli obdarować kolędą. Zwykle robił to gospodarz sypiąc dziadowi do worka miarkę ziarna, dawano też chleb i inne produkty spożywcze, czasami drobne pieniądze. Nieraz kolęda zebrana przez cały dzień była tak hojna, „że po groblach łostawiali, na drugi dzień musieli zbierać, bo nie uniesły”. Zdarzało się nawet, że po datki trzeba było przyjechać furmanką.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Magdalena Kroh, „Co to za gwiozdecka nad Osowiom świyci. Zwyczaje kolędnicze w Podegrodziu”, Podegrodzie 2008
Hubert Czachowski, „Akwizytorzy szczęścia. O dawnych i współczesnych kolędnikach”, Toruń 2020
Joanna Hołda, „Zwyczaje i obrzędy doroczne”, [w:] „Kultura ludowa Górali Nadpopradzkich”, w przygotowaniu
Fot. Piotr Droździk
Wierzono, że wizyta kolędników przyniesie domostwu szczęście i błogosławieństwo, za życzenia należało ich więc wynagrodzić, czyli obdarować kolędą. Zwykle robił to gospodarz sypiąc dziadowi do worka miarkę ziarna, dawano też chleb i inne produkty spożywcze, czasami drobne pieniądze. Nieraz kolęda zebrana przez cały dzień była tak hojna, „że po groblach łostawiali, na drugi dzień musieli zbierać, bo nie uniesły”. Zdarzało się nawet, że po datki trzeba było przyjechać furmanką.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Magdalena Kroh, „Co to za gwiozdecka nad Osowiom świyci. Zwyczaje kolędnicze w Podegrodziu”, Podegrodzie 2008
Hubert Czachowski, „Akwizytorzy szczęścia. O dawnych i współczesnych kolędnikach”, Toruń 2020
Joanna Hołda, „Zwyczaje i obrzędy doroczne”, [w:] „Kultura ludowa Górali Nadpopradzkich”, w przygotowaniu
Fot. Piotr Droździk
Żarna
Nr inw. MNS KW 5679, EI/1097
Materiał: drewno, kamień, metal
Wymiary: długość 84,5 cm, wysokość 79 cm (bez żarnówki), szerokość 32 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Kamionka Wielka (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Materiał: drewno, kamień, metal
Wymiary: długość 84,5 cm, wysokość 79 cm (bez żarnówki), szerokość 32 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Kamionka Wielka (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
W niewielkiej biedniackiej chałupie z Podegrodzia miejsca jest mało, a wyposażenie wnętrza – bardzo skromne. W dymnej kuchni z jednej strony mieści się tylko stanowisko dla krowy, po drugiej stronie pomieszczenia znajdują się podstawowe sprzęty potrzebne mieszkańcom w codziennej domowej pracy i przygotowywaniu posiłków, jak np. naczynia klepkowe, garnki gliniane i „żeleźniaki”, proste stołki czy drewniane łyżki. Wśród tych elementarnych i raczej niedużych przedmiotów wielkością wyróżniają się ręczne żarna stojące przy ścianie naprzeciwko pieca.
Na solidnych, połączonych poprzecznymi listwami nogach umieszczony jest masywny drewniany kadłub w kształcie zbliżonym do prostokąta, niezbyt równo obciosany i zwężający się w dolnej części. W prawej części kadłuba znajduje się zagłębienie, w które sypano ziarno do mielenia lub stawiano miarkę z ziarnem. Po lewej natomiast umieszczony jest płaski, okrągły kamień, poruszany żarnówką – drewnianym drągiem, którego górna część zamocowana jest luźno do ściany za pomocą klekota. Z zewnątrz nie jest to widoczne, lecz mechanizm żaren składa się z dwóch kamieni, ułożonych jeden nad drugim. Dolny kamień, nieruchomy i niewidoczny, zwany jest leżakiem. Górny, ruchomy – to biegun. Ziarno rzucano w otwór pośrodku górnego kamienia i było ono pomiędzy obydwoma kamieniami rozcierane na mąkę, która wysypywała się do podstawionego naczynia przez otwór z boku kadłuba żaren. Grubość mielenia mąki można było regulować zmieniając rozstaw kamieni. Górny kamień spoczywał na płaskim kawałku żelaza zwanym paprzycą i podtrzymywanym przez drewniany lub metalowy słupek (tzw. wrzeciono lub stepno), który przechodził przez otwór w dolnym kamieniu i ustawiony był na poziomej listwie zwanej kobyłą lub babą. Pod listwę tę można było wbijać drewniane kliny lub podnosić ją za pomocą pętli ze sznura i nagwintowanych prętów. W ten sposób, za pośrednictwem baby i wrzeciona, górny kamień unoszony był na odpowiednią wysokość. Przy mniejszym rozstawie ziarno mielone było na mąkę, przy większym – rozcierane na śrutę lub kaszę.
Na solidnych, połączonych poprzecznymi listwami nogach umieszczony jest masywny drewniany kadłub w kształcie zbliżonym do prostokąta, niezbyt równo obciosany i zwężający się w dolnej części. W prawej części kadłuba znajduje się zagłębienie, w które sypano ziarno do mielenia lub stawiano miarkę z ziarnem. Po lewej natomiast umieszczony jest płaski, okrągły kamień, poruszany żarnówką – drewnianym drągiem, którego górna część zamocowana jest luźno do ściany za pomocą klekota. Z zewnątrz nie jest to widoczne, lecz mechanizm żaren składa się z dwóch kamieni, ułożonych jeden nad drugim. Dolny kamień, nieruchomy i niewidoczny, zwany jest leżakiem. Górny, ruchomy – to biegun. Ziarno rzucano w otwór pośrodku górnego kamienia i było ono pomiędzy obydwoma kamieniami rozcierane na mąkę, która wysypywała się do podstawionego naczynia przez otwór z boku kadłuba żaren. Grubość mielenia mąki można było regulować zmieniając rozstaw kamieni. Górny kamień spoczywał na płaskim kawałku żelaza zwanym paprzycą i podtrzymywanym przez drewniany lub metalowy słupek (tzw. wrzeciono lub stepno), który przechodził przez otwór w dolnym kamieniu i ustawiony był na poziomej listwie zwanej kobyłą lub babą. Pod listwę tę można było wbijać drewniane kliny lub podnosić ją za pomocą pętli ze sznura i nagwintowanych prętów. W ten sposób, za pośrednictwem baby i wrzeciona, górny kamień unoszony był na odpowiednią wysokość. Przy mniejszym rozstawie ziarno mielone było na mąkę, przy większym – rozcierane na śrutę lub kaszę.
Ziarno zbóż, aby mogło służyć do przyrządzania potraw, musi być po wymłóceniu i oczyszczeniu poddane dodatkowej obróbce – roztarte w całości na mąkę lub pozbawione zewnętrznych łusek (w ten sposób powstaje kasza). Niektóre zboża, jak żyto czy pszenica, przerabiane są głównie na mąkę. Inne, jak jęczmień, proso czy owies – nadają się bardziej na kaszę. Proces obróbki ziarna znany był ludziom od momentu, gdy nauczyli się pozyskiwać ziarna dzikich zbóż – jeszcze przed początkami samego rolnictwa. Ziarno na kaszę obtłukiwano w stępach. Na początku mąkę rozcierano ręcznie we wklęsłym kamieniu, posługując się drugim kamieniem. Taki „prototyp” żaren znany jest z archeologicznych pozostałości liczących ok. 11 tysięcy lat. Około V – IV wieku p.n.e. wynaleziono wydajniejsze żarna rotacyjne – w formie zbliżonej do tych znanych z naszych wiejskich chałup i opisywanych powyżej. Na ziemiach polskich ten typ żaren pojawił się około I wieku p.n.e. Jest to zatem sprzęt o bardzo starożytnych początkach, który niewiele zmienił się na przestrzeni wieków. Choć trzeba dodać, że pojawiały się różne jego usprawnienia i wynalazki mające ułatwiać pracę. Chodzi głównie o rodzaj napędu. Czasami budowano żarna na korbę zaopatrzone w przekładnie zębate z drewna (przykład takiego urządzenia można oglądać w sądeckim skansenie, w pogórzańskiej chałupie z Mszalnicy), często spotykane były większych rozmiarów żarna mechaniczne z napędem pasowym – można było je podłączyć do kieratu (tego typu żarna umieszczone są w zagrodzie z Zagorzyna – w stodole z Kamienicy, przy kieracie z Maszkowic), silnika (w ostatnich dziesięcioleciach) lub nawet do koła wodnego (taki „młynek” znajduje się w bocznym pomieszczeniu folusza z Krościenka-Kątów w sektorze przemysłu wiejskiego w naszym skansenie).
Z żaren ręcznych korzystano powszechnie na wsi do połowy XX w. Uzyskiwano z nich mąkę razową, grubą i niezbyt dobrze oczyszczoną z plew. Zboża były jedną z podstaw wiejskiego pożywienia, obok kapusty i roślin okopowych, takich jak rzepa (w czasach dawniejszych) czy ziemniaki (od XIX wieku). Mąki razowej używano m.in. do przyrządzania codziennego posiłku, gotując ją w wodzie i podając z dodatkiem mleka – taką potrawę zwano bryjką, sapką, kaszą lub dziamą, zależnie od regionu. Czasem dodawano do niej skwarki, a na góralszczyźnie bryndzę. Mąka żytnia i owsiana były głównym składnikiem żuru, a z mąki żytniej najczęściej wypiekano chleb i podpłomyki. Bogatsi gospodarze do wypieku chleba dodawali mąki pytlowej (białej), mielonej we młynie. Warto przy tej okazji nadmienić, że mechanizm działania dawnych młynów wiejskich opierał się na tej samej zasadzie, co żarna – były to dwa kamienie – dolny nieruchomy i górny obrotowy, pomiędzy którymi ziarno rozcierano na mąkę. Kamienie młyńskie były oczywiście dużo większe od żarnowych, poza tym różniły się rodzajem napędu – poruszano je siłą wody (w młynach z kołami wodnymi) lub wiatru (w wiatrakach). W późniejszych czasach pojawiły się duże młyny przemysłowe z napędem mechanicznym. W dziewiętnastym wieku, wraz z ulepszeniem i rozpowszechnieniem silników parowych, były to głównie młyny parowe.
Na końcu można wspomnieć, że w czasie II wojny światowej niemieckie władze okupacyjne wydały zakaz posiadania i używania żaren. Było to związane ze ścisłą kontrolą produkcji rolnej, która miała iść głównie na zaopatrzenie niemieckiej armii. Dozwolony był jedynie przemiał ziarna we młynach w ściśle określonych ilościach. Mieszkańcy wsi, zmuszeni oddawać płody rolne w formie tzw. kontyngentów, często cierpieli głód. Nic więc dziwnego, że korzystano z żaren potajemnie, trzymając je w bezpiecznym miejscu i mieląc ziarno do przygotowania codziennych posiłków. Za posiadanie nielegalnych żaren groziły surowe represje, włącznie z karą śmierci lub wysłaniem do obozu koncentracyjnego.
Bogusława Błażewicz
Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Krystyna Reinfuss-Janusz, „Pożywienie”, [w:] „Kultura ludowa Górali Sądeckich od kamienicy, Łącka i Jazowska”, red. K. Ceklarz i M. Kroh, Kraków 2016
„Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. III „Pożywienie i sprzęty z nim związane”, red. naukowa Janusz Bohdanowicz, Wrocław 1996
Fot. Piotr Droździk
FILM - Żarna: https://youtu.be/X_BEtdurTFo?si=7keOFHgDCndfH2T2
Z żaren ręcznych korzystano powszechnie na wsi do połowy XX w. Uzyskiwano z nich mąkę razową, grubą i niezbyt dobrze oczyszczoną z plew. Zboża były jedną z podstaw wiejskiego pożywienia, obok kapusty i roślin okopowych, takich jak rzepa (w czasach dawniejszych) czy ziemniaki (od XIX wieku). Mąki razowej używano m.in. do przyrządzania codziennego posiłku, gotując ją w wodzie i podając z dodatkiem mleka – taką potrawę zwano bryjką, sapką, kaszą lub dziamą, zależnie od regionu. Czasem dodawano do niej skwarki, a na góralszczyźnie bryndzę. Mąka żytnia i owsiana były głównym składnikiem żuru, a z mąki żytniej najczęściej wypiekano chleb i podpłomyki. Bogatsi gospodarze do wypieku chleba dodawali mąki pytlowej (białej), mielonej we młynie. Warto przy tej okazji nadmienić, że mechanizm działania dawnych młynów wiejskich opierał się na tej samej zasadzie, co żarna – były to dwa kamienie – dolny nieruchomy i górny obrotowy, pomiędzy którymi ziarno rozcierano na mąkę. Kamienie młyńskie były oczywiście dużo większe od żarnowych, poza tym różniły się rodzajem napędu – poruszano je siłą wody (w młynach z kołami wodnymi) lub wiatru (w wiatrakach). W późniejszych czasach pojawiły się duże młyny przemysłowe z napędem mechanicznym. W dziewiętnastym wieku, wraz z ulepszeniem i rozpowszechnieniem silników parowych, były to głównie młyny parowe.
Na końcu można wspomnieć, że w czasie II wojny światowej niemieckie władze okupacyjne wydały zakaz posiadania i używania żaren. Było to związane ze ścisłą kontrolą produkcji rolnej, która miała iść głównie na zaopatrzenie niemieckiej armii. Dozwolony był jedynie przemiał ziarna we młynach w ściśle określonych ilościach. Mieszkańcy wsi, zmuszeni oddawać płody rolne w formie tzw. kontyngentów, często cierpieli głód. Nic więc dziwnego, że korzystano z żaren potajemnie, trzymając je w bezpiecznym miejscu i mieląc ziarno do przygotowania codziennych posiłków. Za posiadanie nielegalnych żaren groziły surowe represje, włącznie z karą śmierci lub wysłaniem do obozu koncentracyjnego.
Bogusława Błażewicz
Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Krystyna Reinfuss-Janusz, „Pożywienie”, [w:] „Kultura ludowa Górali Sądeckich od kamienicy, Łącka i Jazowska”, red. K. Ceklarz i M. Kroh, Kraków 2016
„Komentarze do Polskiego Atlasu Etnograficznego”, t. III „Pożywienie i sprzęty z nim związane”, red. naukowa Janusz Bohdanowicz, Wrocław 1996
Fot. Piotr Droździk
FILM - Żarna: https://youtu.be/X_BEtdurTFo?si=7keOFHgDCndfH2T2
Spódnica perkalowa
Nr inw. MNS KW 2616, EI/1077
Materiał: fabryczny perkal bawełniany, drukowany, taśma pasmanteryjna
Wymiary: długość 85 cm, obwód w talii 70 cm, obwód dołem 272 cm
Datowanie: lata 20. XX w.
Miejsce pochodzenia: Łącko (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Materiał: fabryczny perkal bawełniany, drukowany, taśma pasmanteryjna
Wymiary: długość 85 cm, obwód w talii 70 cm, obwód dołem 272 cm
Datowanie: lata 20. XX w.
Miejsce pochodzenia: Łącko (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Spódnica przewieszona na żerdce w izbie w lachowskiej chałupie z Podegrodzia należała zapewne do starszej kobiety. Niegdyś noszona do stroju wyjściowego, z czasem podniszczona i spłowiała służyła jako ubiór codzienny. Jest uszyta z fabrycznego perkalu bawełnianego o splocie płóciennym, drukowanego we wzór roślinny w czarnym kolorze –duże kwiaty i wijące się między nimi drobne gałązki porzeczki. Tło tworzą pionowe, faliste prążki różnej grubości, co daje efekt ciemnoszarych, rozmywających się pasów. Czarna jest także taśma pasmanteryjna, którą podszyto dolną krawędź spódnicy. W tradycyjnej wiejskiej społeczności osobom starszym nie wypadało nosić ubrań w jasnych kolorach. Także w okresach postu, adwentu, a szczególnie żałoby obowiązywała, już bez względu na wiek, odzież w stonowanych, ciemnych barwach. Te zwyczajowe normy dotyczyły szczególnie ubiorów kobiecych.
Wśród wiejskich kobiet spódnice z drukowanych materiałów stały się modne w połowie XIX stulecia. Były to tzw. „farbówki”, popularne szczególnie na góralszczyźnie, ale noszone także przez Laszki. Początkowo szyto je z domowych płócien barwionych i drukowanych metodą batikową w warsztatach farbiarskich, w naszym regionie działających m.in. w Muszynie oraz w Lubowli na Spiszu Płótna były zwykle dwubarwne – granatowe, indygowe lub „siwe”, czyli szaroniebieskie, w białe, czerwone albo żółte drobne, gęste wzory. Kobiety ze wsi lachowskich najczęściej wybierały rzucik w łezki, kropeczki, kwiatki, a także owoce np. śliwki albo jeżyny.Pod koniec XIX w. domowe płótna zastąpione zostały przez fabryczne perkale, drukowane w podobne wzory.Dziewczęta i młode kobiety najchętniej nosiły „różowiaki”, czyli spódnice z wzorzystych perkali w różowo-biało-wiśniowej kolorystyce. Z czasem u Lachów stały się one typowym elementem świątecznego stroju panieńskiego. Kobiety w średnim wieku oraz starsze gospodynie na świąteczne spódnice kupowały perkale w kolorach szarym, granatowym lub fioletowym, a gdy poszerzył się asortyment „kramnych” materiałów – także wełenki. Kmiece żony lubiły cienkie wełenki w kolorze czerwonym, a także jaskraworóżowe lub turkusowe, tkane w pionowe, białe paseczki. Kobiety w bardziej zaawansowanym wieku nosiły spódnice z gładkich wełen, w zdecydowanych, ciemnych kolorach, np. bordowe, zielone czy granatowe.
Wśród wiejskich kobiet spódnice z drukowanych materiałów stały się modne w połowie XIX stulecia. Były to tzw. „farbówki”, popularne szczególnie na góralszczyźnie, ale noszone także przez Laszki. Początkowo szyto je z domowych płócien barwionych i drukowanych metodą batikową w warsztatach farbiarskich, w naszym regionie działających m.in. w Muszynie oraz w Lubowli na Spiszu Płótna były zwykle dwubarwne – granatowe, indygowe lub „siwe”, czyli szaroniebieskie, w białe, czerwone albo żółte drobne, gęste wzory. Kobiety ze wsi lachowskich najczęściej wybierały rzucik w łezki, kropeczki, kwiatki, a także owoce np. śliwki albo jeżyny.Pod koniec XIX w. domowe płótna zastąpione zostały przez fabryczne perkale, drukowane w podobne wzory.Dziewczęta i młode kobiety najchętniej nosiły „różowiaki”, czyli spódnice z wzorzystych perkali w różowo-biało-wiśniowej kolorystyce. Z czasem u Lachów stały się one typowym elementem świątecznego stroju panieńskiego. Kobiety w średnim wieku oraz starsze gospodynie na świąteczne spódnice kupowały perkale w kolorach szarym, granatowym lub fioletowym, a gdy poszerzył się asortyment „kramnych” materiałów – także wełenki. Kmiece żony lubiły cienkie wełenki w kolorze czerwonym, a także jaskraworóżowe lub turkusowe, tkane w pionowe, białe paseczki. Kobiety w bardziej zaawansowanym wieku nosiły spódnice z gładkich wełen, w zdecydowanych, ciemnych kolorach, np. bordowe, zielone czy granatowe.
Do początków XX w. spódnice noszone przez wiejskie kobiety były długie niemal do kostek, fałdziste i mocno marszczone w talii. Te świąteczne szyto z 6-7 szerzyn („półek”) materiału, dołem miały więc nawet około 5 metrów szerokości. Dół podszywano pasem sztywnego płótna, a krawędź, dla usztywnienia i wzmocnienia, obszywano fabryczną tasiemką lub „szczotką”, czyli taśmą z gęstymi włoskami. Dzięki temu spódnica zyskiwała rozłożysty, dzwonowaty kształt. Efekt podkreślały także mocno krochmalone, płócienne halki wkładane pod spód. Często kobieta ubierała kilka spódnic na raz,na wierzch najbardziej paradną, pod spód starsze, podniszczone, a zimą ciepłe spódnice z barchanu. Zastępowały one bieliznę. We wsiach lachowskich majtki zaczęły się upowszechniać dopiero w latach 30. XX w., jednak jeszcze wtedy zdarzało się, że starsze kobiety uważały tę część garderoby za nieprzyzwoitą i niezdrową. Wcześniej funkcję spodniej bielizny spełniał „nadołek”, czyli pas gorszego i tańszego płótna, doszywany do koszuli na wysokości bioder i sięgający do kolan.
Spódnice dekorowano poziomymi zaszewkami, naszywanymi wstążkami w kontrastowych kolorach lub koronką. Ozdobą wzorzystych spódnic perkalowych były wite wzory z cienkich, czarnych tasiemek. Ulubione były motywy liści dębu i pętliczek.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „Zarys kultury materialnej Lachów Podegrodzkich”, [w:] „Podegrodzie i gmina podegrodzka. Zarys dziejów”, Kraków 2014, s. 835-900
Maria Brylak-Załuska,„Strój”, [w:] „Kultura ludowa Górali Sądeckich”, red. K. Ceklarz, M. Kroh, Kraków 2016, s. 289-328
Zdzisław Szewczyk, Maria Brylak-Załuska, „Strój Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 2004
Fot. Piotr Droździk
Spódnice dekorowano poziomymi zaszewkami, naszywanymi wstążkami w kontrastowych kolorach lub koronką. Ozdobą wzorzystych spódnic perkalowych były wite wzory z cienkich, czarnych tasiemek. Ulubione były motywy liści dębu i pętliczek.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „Zarys kultury materialnej Lachów Podegrodzkich”, [w:] „Podegrodzie i gmina podegrodzka. Zarys dziejów”, Kraków 2014, s. 835-900
Maria Brylak-Załuska,„Strój”, [w:] „Kultura ludowa Górali Sądeckich”, red. K. Ceklarz, M. Kroh, Kraków 2016, s. 289-328
Zdzisław Szewczyk, Maria Brylak-Załuska, „Strój Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 2004
Fot. Piotr Droździk
Oleodruk „Błogosławieństwo domu”
Nr inw. MNS KW 6040, EI/1063
Materiał: papier, druk barwny, drewno
Wymiary: w ramie: 47 x 59 cm, bez ramy: 39,2 x 52 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Kamionka Wielka (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Materiał: papier, druk barwny, drewno
Wymiary: w ramie: 47 x 59 cm, bez ramy: 39,2 x 52 cm
Datowanie: 1. poł. XX w.
Miejsce pochodzenia: Kamionka Wielka (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Biedniacka chałupa z Podegrodzia to jeden z najmniejszych budynków mieszkalnych znajdujących się na ekspozycji sądeckiego skansenu. Powstały przed 1846 rokiem dom o archaicznej konstrukcji, z wejściem umieszczonym w ścianie szczytowej, również wewnątrz prezentuje się skromnie. Niewielka sień prowadzi do dymnej kuchni z wydzielonym miejscem dla krowy oraz z nalepą do przygotowywania codziennych posiłków – nie ma nawet pieca chlebowego. Dalej znajduje się izba mieszkalna. Mimo niewielkiej powierzchni i ubóstwa, zwraca uwagę jakie znaczenie mieszkańcy przywiązywali do estetyki. Nawet skromne meble posiadają zdobienia, jak na przykład malowana skrzynia wianna, zydel o dekoracyjnie wycinanym oparciu, rzeźbione szczebelki w oparciu „ślufanka” czy ażurowa listwa „ramika” – półki na naczynia. Na ścianie przykuwa wzrok niespotykany w innych domach malowany pas barwnego ornamentu, którego motywy zaczerpnięte zostały z haftów na tradycyjnym stroju lachowskim. Przed I wojną światową malowaniem takich wzorów w zamożnych gospodarstwach dorabiały sobie dziewczęta z ubogich rodzin – a przy okazji mogły ozdobić również domy rodzinne.
Na ścianie naprzeciwko wejścia, nieco ukośnie zamocowanych pod niskim stropem, wisi pięć oleodruków – barwnych, drukowanych obrazów o treści religijnej, powszechnych w wiejskich i drobnomieszczańskich domach pod koniec XIX i przez kilka dziesięcioleci XX wieku. Centralne miejsce w rzędzie obrazów zajmuje wizerunek Ukrzyżowanego Chrystusa adorowanego przez dwa anioły. Obraz przyciąga uwagę symetryczną kompozycją i symbolicznym ujęciem tematu. Na jasnym tle widnieje postać Chrystusa na krzyżu, a poniżej – królewska korona na ozdobnej poduszce. Po obu stronach pod krzyżem klęczą aniołowie ze złożonymi do modlitwy dłońmi. Scena okolona jest schematycznie przedstawionymi drzewami oplecionymi pędami winorośli. W dolnej części umieszczone jest w dekoracyjnej ramce prostokątne pole, na którym widnieje tekst: „Błogosławieństwo Duchowne Domu. / O Przenajświętszy Panie Jezu Chryste Potężny i Wszech-/mogący Królu Nieba i Ziemi! / O Przenajświętszy Panie Jezu Chryste Synu Dawidów! / Zmiłuj się nad tym domem. / Ukrzyżowany Jezu! proszę Cię strzeż tych mieszkańców.” Całość ujęta jest w dekoracyjną bordiurę. Obraz ten należy do dość popularnego typu przedstawień określanych zwykle jako „Błogosławieństwo (Duchowe) Domu”. W zbiorach sądeckiego skansenu posiadamy więcej takich wizerunków, a niektóre z nich przeznaczone są dla wyznawców wschodniego obrządku chrześcijańskiego. Taki właśnie obraz, z tekstem zapisanym cyrylicą i z bordiurą w formie niewielkich wizerunków świętych okolonych motywami architektury cerkiewnej można zobaczyć w łemkowskiej chałupie z Łosia.
Na ścianie naprzeciwko wejścia, nieco ukośnie zamocowanych pod niskim stropem, wisi pięć oleodruków – barwnych, drukowanych obrazów o treści religijnej, powszechnych w wiejskich i drobnomieszczańskich domach pod koniec XIX i przez kilka dziesięcioleci XX wieku. Centralne miejsce w rzędzie obrazów zajmuje wizerunek Ukrzyżowanego Chrystusa adorowanego przez dwa anioły. Obraz przyciąga uwagę symetryczną kompozycją i symbolicznym ujęciem tematu. Na jasnym tle widnieje postać Chrystusa na krzyżu, a poniżej – królewska korona na ozdobnej poduszce. Po obu stronach pod krzyżem klęczą aniołowie ze złożonymi do modlitwy dłońmi. Scena okolona jest schematycznie przedstawionymi drzewami oplecionymi pędami winorośli. W dolnej części umieszczone jest w dekoracyjnej ramce prostokątne pole, na którym widnieje tekst: „Błogosławieństwo Duchowne Domu. / O Przenajświętszy Panie Jezu Chryste Potężny i Wszech-/mogący Królu Nieba i Ziemi! / O Przenajświętszy Panie Jezu Chryste Synu Dawidów! / Zmiłuj się nad tym domem. / Ukrzyżowany Jezu! proszę Cię strzeż tych mieszkańców.” Całość ujęta jest w dekoracyjną bordiurę. Obraz ten należy do dość popularnego typu przedstawień określanych zwykle jako „Błogosławieństwo (Duchowe) Domu”. W zbiorach sądeckiego skansenu posiadamy więcej takich wizerunków, a niektóre z nich przeznaczone są dla wyznawców wschodniego obrządku chrześcijańskiego. Taki właśnie obraz, z tekstem zapisanym cyrylicą i z bordiurą w formie niewielkich wizerunków świętych okolonych motywami architektury cerkiewnej można zobaczyć w łemkowskiej chałupie z Łosia.
Od niepamiętnych czasów ludzie starali się zabezpieczać swoje domostwa przed rozmaitymi nieszczęściami, odwołując się do pomocy sił nadprzyrodzonych. W tradycji chrześcijańskiej umieszczanie w domach obrazów o treści religijnej posiadało także i tę funkcję – wierzono, że takie wizerunki strzegą domu i jego mieszkańców. Ponadto każdy poświęcony przedmiot nabierał w powszechnym przekonaniu mocy chroniącej przed działaniem zła. Dobrym przykładem są wielkanocne palmy. Po poświęceniu w Niedzielę Palmową duże palmy, często spotykane na Sądecczyźnie, rozbierano na części, a z wierzbowych witek wykonywano niewielkie krzyżyki, przybijane na zewnętrznej ścianie chałup i zabudowań gospodarczych, nad wejściem. Niewielkie palemki zatykano w izbie za święte obrazy oraz umieszczano na polach. W ludowej obrzędowości często działania o charakterze religijnym mieszały się z elementami magicznymi, w których można doszukiwać się reliktów wierzeń przedchrześcijańskich. Dla katolików święte obrazy były także formą wyrażania religijności oraz symbolem boskiej obecności. W domach wydzielano często szczególne miejsca przeznaczone na religijne obrazy, figurki czy dewocjonalia. Były to rzędy obrazów umieszczane zazwyczaj na ścianie naprzeciwko wejścia, święte kąty, domowe kapliczki czy nawet niewielkie stoliki zaaranżowane w formie ołtarzyka. Dla chrześcijaństwa wschodniego charakterystyczna jest cześć oddawana ikonom, choć na przykładzie grekokatolickich Łemków widać, że elementy wschodnie, o bizantyńskiej genezie, mieszały się w ich religijności z motywami pochodzącymi z tradycji rzymskokatolickiej. Inaczej wyglądało to natomiast w tradycji ewangelickiej. W doktrynie protestanckiej kult świętych obrazów jest krytykowany i niepraktykowany. Jednocześnie już sam Marcin Luter nie ganił obrazów o treści religijnej jako takich, postrzegając je jako nośniki treści religijnych, ułatwiające ich rozpowszechnianie wśród wiernych. W doktrynie protestanckiej nie ma kultu świętych, a rola Matki Boskiej jest ograniczona – dlatego również wybór tematów w religijnej twórczości artystycznej jest dużo mniejszy. W domach protestanckich zazwyczaj wieszano jedynie kilka obrazów, każdy na innej ścianie. Pojawiały się motywy charakterystyczne wyłącznie dla protestantów, jak „Opoka Kościoła” (postacie ważne dla historii Reformacji), portrety Marcina Lutra, ponadto popularne były wyobrażenia Chrystusa (zgodnie z doktryną „Solus Christus”) – oprócz typowo katolickich wizerunków: Veraikonu i Serca Jezusa. Częsty był motyw Krzyża i Ukrzyżowania. Były też liczne motywy wspólne dla katolików i protestantów. Do takich można zaliczyć „Błogosławieństwo domu”. Tradycja ewangelicka szczególną wagę przykłada do Słowa Bożego, dlatego też w ewangelickiej sztuce religijnej często obraz łączył się z tekstem. Popularne były cytaty z Pisma Świętego oraz religijne sentencje. W tradycji tej „Błogosławieństwo duchowe domu” (zwane też wyroczkiem) przybierało zwykle formę krótkiej modlitwy lub cytatu z Biblii, pierwotnie haftowanego na tkaninie, wypalanego lub naklejanego na desce, później drukowanego na papierze. Często tekst otoczony był dekoracyjnymi motywami i umieszczony na tle krajobrazu, sceny rodzinnej lub religijnej. Obrazy takie były wyznaniem wiary w opiekę Bożą, chroniącą dom i domowników przed nieszczęściami.
Na przykładzie obrazu „Błogosławieństwo duchowe domu” widać wyraźnie, jak różne motywy w popularnej sztuce religijnej były wspólne dla wyznawców rozmaitych odłamów chrześcijaństwa, a zarazem – jak ludzi odmiennych wyznań łączyło jednakowe pragnienie zapewnienia boskiej opieki dla domu i jego mieszkańców.
Bogusława Błażewicz
Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Elżbieta Oficjalska, „Obrazy święte i (nie)święte. Oleodruki religijne u katolików i protestantów na Śląsku Opolskim (1860-1945)”, [w:] „Kwartalnik Opolski”, 2018
Fot. Piotr Droździk
FILM - Święte obrazy: https://www.youtube.com/watch?v=FUeP44Wl6t0
Na przykładzie obrazu „Błogosławieństwo duchowe domu” widać wyraźnie, jak różne motywy w popularnej sztuce religijnej były wspólne dla wyznawców rozmaitych odłamów chrześcijaństwa, a zarazem – jak ludzi odmiennych wyznań łączyło jednakowe pragnienie zapewnienia boskiej opieki dla domu i jego mieszkańców.
Bogusława Błażewicz
Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Elżbieta Oficjalska, „Obrazy święte i (nie)święte. Oleodruki religijne u katolików i protestantów na Śląsku Opolskim (1860-1945)”, [w:] „Kwartalnik Opolski”, 2018
Fot. Piotr Droździk
FILM - Święte obrazy: https://www.youtube.com/watch?v=FUeP44Wl6t0
Nr. 2-7 Zagroda kmieca z Gostwicy
Zagroda z Gostwicy jest typowa dla najzamożniejszej warstwy mieszkańców wsi lachowskich drugiej połowy XIX w. W jej skład wchodzą: chałupa, stodoła, stajnia, chlewik, wozownia i spichlerz, ustawione w czworobok wokół obszernego podwórza. Wszystkie budynki o konstrukcji zrębowej, dachy kryte słomą. Chałupa, stajnia i chlewik bielone. Ściany spichlerza pokryte charakterystycznymi wielkimi kropkami malowanymi wapnem. Na ścianie domu kapliczka skrzynkowa z figurą Chrystusa Frasobliwego.
Chałupa z Gostwicy (nr 2) zbudowana ok. 1850 roku, składa się z centralnie usytuowanej sieni, na lewo od niej tzw. zimnej izby, na prawo – kuchni i izdebki z alkierzem. Wyposażenie mieszkania typowe dla zamożnego gospodarstwa lachowskiego w pierwszych latach II Rzeczypospolitej. W kuchni piec z paleniskiem pod blachą i kapą wyprowadzającą do komina dym z obszernego pieca piekarskiego. Pod oknami miejsce dla kilku krów. W rogu wiszące wyrko dla parobka. Po lewej stronie od wejścia łóżko dla służby, stoliczek do jedzenia i kuchenne wyposażenie gospodarstwa.
W izdebce, która była pomieszczeniem reprezentacyjnym, a także sypialnią – typowy układ mebli: łóżka po bokach, pomiędzy nimi ława i stół. Obok malowana skrzynia wianna oraz szafa na odzież. Kołyska, malowana w kwiaty, pochodzi ze wsi podkrakowskiej. Na ścianach kilka fotografii wykonanych przez Wojciecha Migacza – chłopskiego fotografa z Gostwicy.
Sąsiadujący z izdebką alkierz był przeznaczony dla starych rodziców, którzy przekazali już majątek dorosłym dzieciom.
W sieni ogromna beczka do kiszenia kapusty. Obok szafa na żywność, tak zwany spyrnik. Przy drzwiach żarna do mielenia zboża na mąkę oraz skrzynia sarkofagowa o charakterystycznym kształcie, zdobiona rytą dekoracją geometryczną. Skrzynie takie występowały w całych Karpatach; u Lachów pierwotnie służyły do przechowywania odzieży, później, gdy nastała moda na skrzynie malowane – zaczęto używać ich na produkty spożywcze.
Po lewej stronie sieni zimna izba, czyli izba bez pieca, latem służąca jako sypialnia dla całej rodziny, a w chłodne pory roku jako magazyn. Używana też była przy większych uroczystościach rodzinnych. W skansenie pokazana jest jako izba weselna (w 1963 roku na weselu córki gospodarzy gościł tu ówczesny biskup krakowski Karol Wojtyła, późniejszy papież święty Jan Paweł II).
Na podwórzu: stodoła z Biegonic (nr 3), stajnia i wozownia z Mokrej Wsi (numery 6 i 7) oraz chlew i spichlerz z Gostwicy (numery 4 i 5).
Chałupa z Gostwicy (nr 2) zbudowana ok. 1850 roku, składa się z centralnie usytuowanej sieni, na lewo od niej tzw. zimnej izby, na prawo – kuchni i izdebki z alkierzem. Wyposażenie mieszkania typowe dla zamożnego gospodarstwa lachowskiego w pierwszych latach II Rzeczypospolitej. W kuchni piec z paleniskiem pod blachą i kapą wyprowadzającą do komina dym z obszernego pieca piekarskiego. Pod oknami miejsce dla kilku krów. W rogu wiszące wyrko dla parobka. Po lewej stronie od wejścia łóżko dla służby, stoliczek do jedzenia i kuchenne wyposażenie gospodarstwa.
W izdebce, która była pomieszczeniem reprezentacyjnym, a także sypialnią – typowy układ mebli: łóżka po bokach, pomiędzy nimi ława i stół. Obok malowana skrzynia wianna oraz szafa na odzież. Kołyska, malowana w kwiaty, pochodzi ze wsi podkrakowskiej. Na ścianach kilka fotografii wykonanych przez Wojciecha Migacza – chłopskiego fotografa z Gostwicy.
Sąsiadujący z izdebką alkierz był przeznaczony dla starych rodziców, którzy przekazali już majątek dorosłym dzieciom.
W sieni ogromna beczka do kiszenia kapusty. Obok szafa na żywność, tak zwany spyrnik. Przy drzwiach żarna do mielenia zboża na mąkę oraz skrzynia sarkofagowa o charakterystycznym kształcie, zdobiona rytą dekoracją geometryczną. Skrzynie takie występowały w całych Karpatach; u Lachów pierwotnie służyły do przechowywania odzieży, później, gdy nastała moda na skrzynie malowane – zaczęto używać ich na produkty spożywcze.
Po lewej stronie sieni zimna izba, czyli izba bez pieca, latem służąca jako sypialnia dla całej rodziny, a w chłodne pory roku jako magazyn. Używana też była przy większych uroczystościach rodzinnych. W skansenie pokazana jest jako izba weselna (w 1963 roku na weselu córki gospodarzy gościł tu ówczesny biskup krakowski Karol Wojtyła, późniejszy papież święty Jan Paweł II).
Na podwórzu: stodoła z Biegonic (nr 3), stajnia i wozownia z Mokrej Wsi (numery 6 i 7) oraz chlew i spichlerz z Gostwicy (numery 4 i 5).
Beczka na kapustę
Nr inw. MNS KW 6295, EI/1121
Materiał: drewno iglaste
Wymiary: wysokość: 97 cm; średnica górna: 121 cm
Miejsce pochodzenia: Zarzecze (powiat nowosądecki, woj. małopolskie)
Materiał: drewno iglaste
Wymiary: wysokość: 97 cm; średnica górna: 121 cm
Miejsce pochodzenia: Zarzecze (powiat nowosądecki, woj. małopolskie)
W rogu sieni chałupy z Gostwicy stoi beczka o imponujących rozmiarach. Jej wysokość osiąga niemal 1 metr, natomiast średnica górna wynosi 1,2 metra! Niestety rozczarujemy wszystkich wielbicieli długich relaksacyjnych kąpieli. W kontekście rzeczywistości XIX-wiecznej wsi przeznaczenie tak ogromnej beczki, a co za tym dużych ilości wody na kąpiel stanowiłoby prawdziwe marnotrawstwo! Czy wyobrażacie sobie, ile trzeba by było wykonać kursów z nosidłami na wodę do okolicznej studni lub najbliższego potoku, żeby napełnić takie naczynie? Opisywany eksponat miał dużo praktyczniejsze zastosowanie, bowiem służył do kiszenia kapusty.
Żeby ukisić kapustę, najpierw trzeba było „przyciór” (bo tak gwarowo nazywano tę beczkę) starannie wymyć ługiem i wyparzyć. Następnie wrzucano do niego poszatkowaną kapustę, do której dodawano sól, kminek, czasem marchewkę a nawet jabłka. Do beczki wskakiwali mężczyźni z „gaciami” podwiniętymi pod kolana i deptali kapustę nogami, które uprzednio wymoczyli i wymyli w ługu. Beczki nigdy nie wypełniano po brzegi, żeby wydzielający się sok nie wylewał się na zewnątrz. Na koniec powierzchnię kapusty przykrywano wyparzonymi deseczkami, które przyciskano kamieniem. Nieco archaicznym sposobem kiszenia kapusty było umieszczanie w „przyciorze” jej całych głów, pomiędzy które wtykano jabłka. Kapusta była podstawowym produktem żywnościowym w wiejskiej diecie, ubogiej w mięso czy znane nam dziś niektóre warzywa i owoce. Ponadto mogła stanowić rodzaj wynagrodzenia biedniejszych mieszkańców wsi, którzy pomagali gospodarzom w pracach polowych takich jak żniwa czy wykopki.
Żeby ukisić kapustę, najpierw trzeba było „przyciór” (bo tak gwarowo nazywano tę beczkę) starannie wymyć ługiem i wyparzyć. Następnie wrzucano do niego poszatkowaną kapustę, do której dodawano sól, kminek, czasem marchewkę a nawet jabłka. Do beczki wskakiwali mężczyźni z „gaciami” podwiniętymi pod kolana i deptali kapustę nogami, które uprzednio wymoczyli i wymyli w ługu. Beczki nigdy nie wypełniano po brzegi, żeby wydzielający się sok nie wylewał się na zewnątrz. Na koniec powierzchnię kapusty przykrywano wyparzonymi deseczkami, które przyciskano kamieniem. Nieco archaicznym sposobem kiszenia kapusty było umieszczanie w „przyciorze” jej całych głów, pomiędzy które wtykano jabłka. Kapusta była podstawowym produktem żywnościowym w wiejskiej diecie, ubogiej w mięso czy znane nam dziś niektóre warzywa i owoce. Ponadto mogła stanowić rodzaj wynagrodzenia biedniejszych mieszkańców wsi, którzy pomagali gospodarzom w pracach polowych takich jak żniwa czy wykopki.
Oprócz imponujących rozmiarów i zastosowania zaskakujące jest również wykonanie beczki. Naczynie wykonano techniką bednarską, która polega na ciasnym ułożeniu klepek, czyli wąskich desek spinanych następnie obręczami, drewnianymi lub metalowymi. W przypadku skansenowskiej beczki oprócz jednej metalowej obręczy cała konstrukcja spięta jest giętymi korzeniami jałowca. Materiał ten cechował się szczególną giętkością i wytrzymałością. Korzenie uprzednio moczono, a następnie nakładano na całą konstrukcję, tworząc obręcze, które po wyschnięciu solidnie spajały. To ciekawe, jak pomysłowi i zaradni byli nasi przodkowie!
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Zenon Piotr Szewczyk, „Chleb nasz powszedni, czyli kuchnia Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 2010
Zenon Piotr Szewczyk, „Słownik gwary Lachów Sądeckich”, Podegrodzie 2014
Fot. Piotr Droździk
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Zenon Piotr Szewczyk, „Chleb nasz powszedni, czyli kuchnia Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 2010
Zenon Piotr Szewczyk, „Słownik gwary Lachów Sądeckich”, Podegrodzie 2014
Fot. Piotr Droździk
Skrzynia sarkofagowa
Nr inw. MNS KW 6645, EI/1129
Materiał: drewno bukowe, obróbka ręczna
Wymiary: wys. 67 cm, dł. 100 cm, szer. 54 cm
Miejsce pochodzenia: Świniarsko (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Materiał: drewno bukowe, obróbka ręczna
Wymiary: wys. 67 cm, dł. 100 cm, szer. 54 cm
Miejsce pochodzenia: Świniarsko (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Skrzynia stojąca w sieni w chałupie z Gostwicy reprezentuje archaiczny typ mebli służących do przechowywania odzieży. Została wykonana tradycyjną techniką ciesielską. Ma konstrukcję szkieletową (słupową), z czterema pionowymi słupami narożnymi, w których osadzone są ścianki, każda z trzech poziomych desek, łączone „na palec” (czyli wpuszczane we wręgi wycięte w słupkach) i kołki. Skrzynia jest przykryta dwuspadowym wiekiem, kształtem przypomina antyczny sarkofag. Meble o takiej formie etnografowie określili jako skrzynie sarkofagowe (używano także nazwy skrzynie kobylaste). Skrzynie sarkofagowe, wywodzące się prawdopodobnie z kultur basenu Morza Śródziemnego, od średniowiecza były znane niemal w całej Europie. Na ziemiach polskich najliczniej występowały w Karpatach (z wyjątkiem Podhala), choć pojawiały się także w innych regionach kraju. Do połowy XIX w. używano ich powszechnie we wsiach lachowskich. Najczęściej robiono je z drewna bukowego, zdarzały się także skrzynie lipowe i topolowe. Na Sądecczyźnie wyrabiano je m.in. w ośrodku skrzyniarskim w Pisarzowej (Limanowskie).
Skrzynia jest zamykana na kuty, kowalskiej roboty zamek z ozdobną wykładką. Ma naturalny kolor surowego drewna, jej dekorację stanowią ryzowane, geometryczne wzory pokrywające wieko i przednią ściankę, a także słupki. Powtarzają się motywy jodełki, kratki i skośnych linii oraz rozety cyrklowej. To jeden z popularniejszych wzorów zdobniczych w karpackiej snycerce. Ryte, sześciopłatkowe rozety, często wpisane w okrąg, umieszczano na belkach tragarzy, drzwiach, meblach i sprzętach gospodarskich (np. przykrywkach fasek). Były ochronnym znakiem magicznym kojarzonym ze słońcem.
Skrzynia jest zamykana na kuty, kowalskiej roboty zamek z ozdobną wykładką. Ma naturalny kolor surowego drewna, jej dekorację stanowią ryzowane, geometryczne wzory pokrywające wieko i przednią ściankę, a także słupki. Powtarzają się motywy jodełki, kratki i skośnych linii oraz rozety cyrklowej. To jeden z popularniejszych wzorów zdobniczych w karpackiej snycerce. Ryte, sześciopłatkowe rozety, często wpisane w okrąg, umieszczano na belkach tragarzy, drzwiach, meblach i sprzętach gospodarskich (np. przykrywkach fasek). Były ochronnym znakiem magicznym kojarzonym ze słońcem.
W przeszłości skrzynia stała prawdopodobnie w izbie, jako jeden z cenniejszych mebli. Trzymano w niej świąteczne ubrania, pościel, obrusy, dokumenty i wartościowe drobiazgi, np. korale, być może także książeczkę do nabożeństwa oraz poświęconą gromnicę. Zwykle skrzynia trafiała do domu wraz z dziewczyną wprowadzającą się do męża. Stanowiła część jej posagu (wiana), stąd określenie skrzynia wianna lub krócej „wianówka”. Czasami w domu stało kilka skrzyń, należących do kolejnych pokoleń mieszkających tam zamężnych kobiet. Kiedy na początku XX w. nastała moda na „wianówki” malowane w kwiaty, skrzyń sarkofagowych, określanych jako „staroświeckich”, zaczęto używać do składowania żywności, przenosząc je do sieni, komory lub spichlerza.
Tradycyjnie zwoziny, czyli przeprowadzka młodej do nowego domu, odbywały się najczęściej dzień lub dwa po uroczystościach weselnych. Brała w nich udział rodzina, najbliżsi sąsiedzi i znajomi młodych. Pan młody, często w towarzystwie druhny i kilku drużbów, do domu dziewczyny przyjeżdżał wozem. Spotkanie zwykle przeradzało się w zabawę z muzyką i tańcami, u bogatszych przygotowywano także obiad. Kulminacyjnym momentem było pożegnanie dziewczyny z rodzicami, rodzeństwem i rodzinnym domem, czyli wszystkim co „jej było miłe przez to panieństwo”. Młoda dziękowała rodzicom za wychowanie, całowała na pożegnanie braci i siostry, żegnała wszystkie domowe kąty i ulubione meble. Na pamiątkę rodzinnego domu matka ofiarowywała córce święty obraz upatrzony przez młodą wśród wizerunków wiszących w izbie. Dziewczyna najczęściej wybierała Matkę Boską Karmiącą, bo „dawała życie”. Na wiano, oprócz skrzyni i innych mebli, np. łóżka czy kołyski, składały się pierzyny, poduszki, płótna, strój świąteczny, także naczynia (np. maślniczka, cebrzyki, garnki, drewniane łyżki). Na nowe gospodarstwo młoda mężatka dostawała krowę, czasami też owcę czy kozę, świnię i drób (z wyjątkiem kur, bo jak mówiono, rozdrapałyby gospodarkę). Młodzi ładowali wiano na wóz, i w towarzystwie rodziców i przyjaciół, przewozili je do domu rodziców pana młodego, który odtąd miał być nowym domem dziewczyny.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Magdalena Kroh, „Wesele Podegrodzkie”, Podegrodzie 2012
Marian Pokropek, „Etnografia. Materialna kultura ludowa Polski na tle porównawczym”, Warszawa 2019
Roman Reinfuss, „Meblarstwo ludowe w Polsce”, Wrocław 1977
Fot. Piotr Droździk
Tradycyjnie zwoziny, czyli przeprowadzka młodej do nowego domu, odbywały się najczęściej dzień lub dwa po uroczystościach weselnych. Brała w nich udział rodzina, najbliżsi sąsiedzi i znajomi młodych. Pan młody, często w towarzystwie druhny i kilku drużbów, do domu dziewczyny przyjeżdżał wozem. Spotkanie zwykle przeradzało się w zabawę z muzyką i tańcami, u bogatszych przygotowywano także obiad. Kulminacyjnym momentem było pożegnanie dziewczyny z rodzicami, rodzeństwem i rodzinnym domem, czyli wszystkim co „jej było miłe przez to panieństwo”. Młoda dziękowała rodzicom za wychowanie, całowała na pożegnanie braci i siostry, żegnała wszystkie domowe kąty i ulubione meble. Na pamiątkę rodzinnego domu matka ofiarowywała córce święty obraz upatrzony przez młodą wśród wizerunków wiszących w izbie. Dziewczyna najczęściej wybierała Matkę Boską Karmiącą, bo „dawała życie”. Na wiano, oprócz skrzyni i innych mebli, np. łóżka czy kołyski, składały się pierzyny, poduszki, płótna, strój świąteczny, także naczynia (np. maślniczka, cebrzyki, garnki, drewniane łyżki). Na nowe gospodarstwo młoda mężatka dostawała krowę, czasami też owcę czy kozę, świnię i drób (z wyjątkiem kur, bo jak mówiono, rozdrapałyby gospodarkę). Młodzi ładowali wiano na wóz, i w towarzystwie rodziców i przyjaciół, przewozili je do domu rodziców pana młodego, który odtąd miał być nowym domem dziewczyny.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Magdalena Kroh, „Wesele Podegrodzkie”, Podegrodzie 2012
Marian Pokropek, „Etnografia. Materialna kultura ludowa Polski na tle porównawczym”, Warszawa 2019
Roman Reinfuss, „Meblarstwo ludowe w Polsce”, Wrocław 1977
Fot. Piotr Droździk
Głowa cukru
Materiał scenograficzny
Wymiary: dł. 26 cm
Datowanie: XX w.
Wymiary: dł. 26 cm
Datowanie: XX w.
Gdy przyjrzymy się uważnie sprzętom znajdującym się w kuchni chałupy z Gostwicy, dojrzymy intrygujący biały kamień. Tylko po co mieszkańcom tej zamożnej chałupy kamień i to w dodatku odłożony na półce z naczyniami kuchennymi?
Ten intrygujący kamień to nic innego jak głowa cukru. Ma postać stożkowatej bryły z zaokrąglonym wierzchołkiem. W takiej formie cukier rafinowany kupowano w początkach XX wieku. Całą głowę wedle potrzeby rozbijano na mniejsze kawałki, natomiast miałki cukier uzyskiwano za pomocą moździerza. Trzeba pamiętać, że na początku ubiegłego stulecia cukier uchodził na wsi za towar luksusowy, stąd też nie można się dziwić, iż głowa „spogląda” na nas właśnie w kmiecej chałupie.
Przyjmuje się, że to Indie są miejscem, gdzie ok. 500 lat p.n.e. narodził się proces pozyskiwania cukru z trzciny cukrowej. Następnie technologia ta trafiła do krajów arabskich, skąd na skutek wypraw krzyżowych i handlu weneckich kupców cukier rozprzestrzenił się po Europie. Niedogodny europejski klimat, który uniemożliwiał uprawę trzciny cukrowej, sprawił, że cukier pojawiał się jedynie na stołach władców i książąt. Pozostałe warstwy społeczne musiały zadowolić się słodyczą miodów i owoców. Przełomowy okazał się wiek XIX, kiedy to opanowano produkcję cukru z buraków cukrowych. Niemały wkład w to wydarzenie miał okres wojen napoleońskich, podczas których przywóz towarów z kolonii do metropolii był dalece utrudniony, przez co szukano innych sposobów na pozyskanie cukru.
Ten intrygujący kamień to nic innego jak głowa cukru. Ma postać stożkowatej bryły z zaokrąglonym wierzchołkiem. W takiej formie cukier rafinowany kupowano w początkach XX wieku. Całą głowę wedle potrzeby rozbijano na mniejsze kawałki, natomiast miałki cukier uzyskiwano za pomocą moździerza. Trzeba pamiętać, że na początku ubiegłego stulecia cukier uchodził na wsi za towar luksusowy, stąd też nie można się dziwić, iż głowa „spogląda” na nas właśnie w kmiecej chałupie.
Przyjmuje się, że to Indie są miejscem, gdzie ok. 500 lat p.n.e. narodził się proces pozyskiwania cukru z trzciny cukrowej. Następnie technologia ta trafiła do krajów arabskich, skąd na skutek wypraw krzyżowych i handlu weneckich kupców cukier rozprzestrzenił się po Europie. Niedogodny europejski klimat, który uniemożliwiał uprawę trzciny cukrowej, sprawił, że cukier pojawiał się jedynie na stołach władców i książąt. Pozostałe warstwy społeczne musiały zadowolić się słodyczą miodów i owoców. Przełomowy okazał się wiek XIX, kiedy to opanowano produkcję cukru z buraków cukrowych. Niemały wkład w to wydarzenie miał okres wojen napoleońskich, podczas których przywóz towarów z kolonii do metropolii był dalece utrudniony, przez co szukano innych sposobów na pozyskanie cukru.
W latach międzywojennych w Polsce powstał rodzimy kartel cukrowniczy, a państwo stosowało różnorodne sposoby na jak najlepsze zareklamowanie i sprzedanie cukru. Wówczas Melchior Wańkowicz wymyślił dla spółki cukrowej hasło „Cukier krzepi”, aby spopularyzować ten drogi produkt. Uznawano wówczas cukier za doskonały produkt odżywczy, dlatego spora część haseł skierowana była do gospodyń domowych troszczących się o swoje pociechy. O dobrym wpływie spożywania cukru na zdrowie i rozwój dzieci informował choćby taki wierszyk:
„Dziecinko moja malutka,
Jakaś skrzywiona, bladziutka,
Ale zaraz na to znajdziemy radę.
Patrz, do twego kubka dużo cukru kładę.
Już wkrótce moja duszko,
Rozkwitniesz, jak rumiane jabłuszko.”
Dziś każdy rodzic zdaje sobie sprawę z negatywnego wpływu cukru na zdrowie (i przede wszystkim uzębienie) dzieci. Jednakże na sądeckiej wsi jeszcze na początku XX wieku zamożna gospodyni wkładała kawałeczek cukru do szmatki, którą następnie podawała swojemu maluszkowi jako smoczek ze szczerym przekonaniem, że dzięki temu dziecko się uspokoi i urośnie silne i zdrowe.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Maguellonne Toussaint-Samat, „Historia naturalna i moralna jedzenia”, Warszawa 2015
Krystyna Reinfuss-Janusz, „Pożywienie”, [w:] „Kultura ludowa Górali Sądeckich od Kamienicy, Łącka i Jazowska”, red. Katarzyna Ceklarz, Magdalena Kroh, Kraków 2016
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Fot. Piotr Droździk
„Dziecinko moja malutka,
Jakaś skrzywiona, bladziutka,
Ale zaraz na to znajdziemy radę.
Patrz, do twego kubka dużo cukru kładę.
Już wkrótce moja duszko,
Rozkwitniesz, jak rumiane jabłuszko.”
Dziś każdy rodzic zdaje sobie sprawę z negatywnego wpływu cukru na zdrowie (i przede wszystkim uzębienie) dzieci. Jednakże na sądeckiej wsi jeszcze na początku XX wieku zamożna gospodyni wkładała kawałeczek cukru do szmatki, którą następnie podawała swojemu maluszkowi jako smoczek ze szczerym przekonaniem, że dzięki temu dziecko się uspokoi i urośnie silne i zdrowe.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Maguellonne Toussaint-Samat, „Historia naturalna i moralna jedzenia”, Warszawa 2015
Krystyna Reinfuss-Janusz, „Pożywienie”, [w:] „Kultura ludowa Górali Sądeckich od Kamienicy, Łącka i Jazowska”, red. Katarzyna Ceklarz, Magdalena Kroh, Kraków 2016
Tomasz Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Fot. Piotr Droździk
Szafa na odzież
Nr inw. MNS KW 6407, EI/1192
Materiał: drewno
Wymiary: wysokość 162 cm, szerokość 60 cm
Miejsce pochodzenia: Podegrodzie (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Materiał: drewno
Wymiary: wysokość 162 cm, szerokość 60 cm
Miejsce pochodzenia: Podegrodzie (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
W chłopskich domach, nawet tych zamożniejszych, szafy na odzież zaczęły się upowszechniać dopiero w pierwszych dziesięcioleciach XX w. (nieco dłuższą tradycje w ludowym meblarstwie mają kredensy służące do przechowywania naczyń i produktów spożywczych oraz proste szafy na żywność, tzw. „spyrcarnie” stawiane w sieniach, komorach lub na strychach). Szafy ubraniowe, zwykle dwudrzwiowe, ze skromnymi zdobieniami w szczycie i na płycinach drzwi, zamawiano u wiejskich i małomiasteczkowych stolarzy lub kupowano na lokalnych targach, np. w Starym Sączu (czyli „Mieście”, jak mówili mieszkańcy Podegrodzia) czy Limanowej. Były wzorowane na meblach dworskich i mieszczańskich. Początkowo stawiano je w izbach paradnych, bardziej na pokaz i dla podkreślenia zamożności niż jako niezbędny w domu mebel. Podegrodzcy rzemieślnicy wytwarzali też szafy malowane i zdobione wzorami inspirowanymi lokalnym haftem. W latach 40. XX w. z wyrobu bogato rzeźbionych i malowanych mebli słynął stolarz Jan Fiut z Brzeznej.
Tradycyjnie do przechowywania odzieży odświętnej służyły obszerne, drewniane skrzynie, najczęściej wianne („wianówki”). W nich trzymano najcenniejsze stroje, wyjmowane tylko na większe święta kościelne czy uroczystości rodzinne i państwowe. Ubrania starannie układano, np. szerokie na kilka metrów spódnice składano „w półki”. Odzież przesypywano ziołami odstraszającymi mole i naftaliną (uważano, że „wniuchanie” takiego zapachu ze skrzyni leczy choroby gardła), co jakiś czas ją wietrzono i przekładano. Nowe stroje, które przez kilka a nawet kilkanaście lat służyły jako obrzędowe i świąteczne, z czasem zaczynano donaszać na wyjścia do miasta, na targ czy w gości. Gdy traciły resztki świetności były używane jako odzież codzienna i robocza. Mniej zniszczone ubrania przerabiano – z matczynej spódnicy szyto „kosuliny” i sukieneczki dla dzieci, pocięta na pasy halka służyła jako powijak dla niemowlęcia albo prześcieradełko do kołyski. Najkosztowniejsze rzeczy, np. korale oraz chusty naramienne, szczególnie grube „barankówki” o pętlicowym wątku imitującym baranicę czy wzorzyste „budrysówki” naśladujące tkaniny indyjskie, kobiety przekazywały w spadku swoim córkom. Czasami jedna chusta była w rodzinie przez kilka pokoleń. Jeszcze w latach 30. XX w. zdarzało się, że starsze kobiety w swojej skrzyni wiannej chowały strój, niekiedy ślubny, przeznaczając go jako ubranie do trumny. Ciężkie kożuchy i gurmany – męskie, długie płaszcze z sukiennych samodziałów, rozwieszano na żerdkach w komorze lub spichlerzu. Na żerdkach podwieszanych na drewnianych uchwytach do powały, najczęściej w izbie nad łóżkiem lub koło pieca, trzymano także ubrania codzienne i odzież sezonową.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Magdalena Kroh, „Kumosia kumosi gorzołecke nosi. Zwyczaje narodzinowe i pogrzebowe w Podegrodziu”, Podegrodzie 2009
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Czerwiński, „Wyposażenie domu wiejskiego w Polsce”, Warszawa 2009
Magdalena Kroh, „Kumosia kumosi gorzołecke nosi. Zwyczaje narodzinowe i pogrzebowe w Podegrodziu”, Podegrodzie 2009
Różaniec
Nr inw. MP/844
Wymiary: długość 56 cm
Wymiary: długość 56 cm
Po przekroczeniu progu izby chałupy z Gostwicy zauważyć można wydzieloną w niej mniejszą izdebkę. Po zawieszonych nad łóżkiem spódnicach, odłożonej w kącie przęślicy czy chuście można rozpoznać, iż lokatorką pomieszczenia była starsza kobieta, seniorka rodziny. Na niewielkim stoliku koło łóżka położona jest książeczka do modlitwy i czarny, drewniany różaniec.
Różaniec nieprzypadkowo znalazł się na ekspozycji skansenu, prezentującej sądecką wieś z przełomu XIX i XX wieku, bowiem był jedną z najpopularniejszych form modlitewnych praktykowanych przez chłopów w tym okresie. Jednakże jego rodowodu należy upatrywać w znacznie odleglejszych czasach, gdyż przypuszcza się, że różaniec narodził się na średniowiecznym, chrześcijańskim Zachodzie, gdzie irlandzcy mnisi odmawiali 150 Ojcze Nasz na specjalnym sznurze modlitewnym. Każde Ojcze Nasz symbolizowało jeden biblijny psalm, przez co modlitwa ta nazwana została „Psałterzem Chrystusa”. W XI wieku Modlitwę Pańską zastąpiono modlitwą Zdrowaś Maryjo, przez co powstał „Psałterz Najświętszej Maryi Panny”. Odmawianie kolejnych Zdrowaś Maryjo porównywano do róży, którą wierny ofiarowuje Marii, jako wyłącznej Pani swojego serca. Każda wypowiedziana pięćdziesiątka stanowiła koronę róż, jaką wierny wieńczył skroń Matki Boskiej, a całość stu pięćdziesięciu Pozdrowień Anielskich stanowiła już cały ogród różany – „rosarium”, skąd wzięła się nazwa „różaniec”.
Na ziemiach polskich popularność różańca rosła wraz z rozwojem kultu Marii. W kulturze ludowej Matka Boska obdarzana była szczególnymi znaczeniami, bowiem była nie tylko potężną Matką Zbawiciela, ale troskliwą i czułą matką każdego człowieka znajdującego się w potrzebie. Ponieważ Maria doświadczyła osobistej tragedii w postaci śmierci swojego jedynego Syna, wierzono w jej skuteczne wstawiennictwo za umierającymi. W tym celu szczególnie pomocny okazywał się różaniec. O jego ogromnej roli świadczy fakt, iż w XVIII wieku do bractw różańcowych zapisywani byli również zmarli. Oskar Kolberg podczas swoich badań etnograficznych na ziemiach polskich zanotował, iż według opowieści ludu Maria w każdą środę i sobotę zstępowała z Raju do Czyśćca, gdzie podawała duszom czyśćcowym różaniec, za pomocą którego, niejako na wzór liny, wyciągała cierpiące dusze i wprowadzała do Nieba.
Różaniec nieprzypadkowo znalazł się na ekspozycji skansenu, prezentującej sądecką wieś z przełomu XIX i XX wieku, bowiem był jedną z najpopularniejszych form modlitewnych praktykowanych przez chłopów w tym okresie. Jednakże jego rodowodu należy upatrywać w znacznie odleglejszych czasach, gdyż przypuszcza się, że różaniec narodził się na średniowiecznym, chrześcijańskim Zachodzie, gdzie irlandzcy mnisi odmawiali 150 Ojcze Nasz na specjalnym sznurze modlitewnym. Każde Ojcze Nasz symbolizowało jeden biblijny psalm, przez co modlitwa ta nazwana została „Psałterzem Chrystusa”. W XI wieku Modlitwę Pańską zastąpiono modlitwą Zdrowaś Maryjo, przez co powstał „Psałterz Najświętszej Maryi Panny”. Odmawianie kolejnych Zdrowaś Maryjo porównywano do róży, którą wierny ofiarowuje Marii, jako wyłącznej Pani swojego serca. Każda wypowiedziana pięćdziesiątka stanowiła koronę róż, jaką wierny wieńczył skroń Matki Boskiej, a całość stu pięćdziesięciu Pozdrowień Anielskich stanowiła już cały ogród różany – „rosarium”, skąd wzięła się nazwa „różaniec”.
Na ziemiach polskich popularność różańca rosła wraz z rozwojem kultu Marii. W kulturze ludowej Matka Boska obdarzana była szczególnymi znaczeniami, bowiem była nie tylko potężną Matką Zbawiciela, ale troskliwą i czułą matką każdego człowieka znajdującego się w potrzebie. Ponieważ Maria doświadczyła osobistej tragedii w postaci śmierci swojego jedynego Syna, wierzono w jej skuteczne wstawiennictwo za umierającymi. W tym celu szczególnie pomocny okazywał się różaniec. O jego ogromnej roli świadczy fakt, iż w XVIII wieku do bractw różańcowych zapisywani byli również zmarli. Oskar Kolberg podczas swoich badań etnograficznych na ziemiach polskich zanotował, iż według opowieści ludu Maria w każdą środę i sobotę zstępowała z Raju do Czyśćca, gdzie podawała duszom czyśćcowym różaniec, za pomocą którego, niejako na wzór liny, wyciągała cierpiące dusze i wprowadzała do Nieba.
Wiara w matczyne wstawiennictwo Marii i skuteczność różańca jako modlitwy jej poświęconej znalazła swoje zastosowanie w obrzędach pogrzebowych. Wierzono, że od momentu śmierci człowieka do chwili pogrzebu jego dusza przebywa na ziemi, wszystko słyszy i widzi, a także można wpłynąć na jej dalsze losy w zaświatach. Aby zapewnić jej zbawienie, w każdy wieczór do dnia pogrzebu organizowano w domu zmarłego, przy jego ciele, specjalne spotkanie modlitewne. Ponieważ najważniejszą modlitwą podczas spotkania była modlitwa różańcowa, całe czuwanie nazywano potocznie „różańcem”. Przewodził mu wybrany spośród mieszkańców wsi starszy mężczyzna, który był dobrym mówcą i śpiewakiem, odznaczającym się pięknym, donośnym głosem. Często człowiek ten pełnił również rolę przewodnika po dróżkach kalwaryjskich w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie znajdowało się najpopularniejsze wówczas maryjne sanktuarium w południowej Polsce. Mężczyźni prowadzący modlitwy przy zmarłym nazywani byli zazwyczaj „przewodnikami” lub „śpiewakami”, ponieważ modlitwom towarzyszyło śpiewanie wielu pieśni żałobnych, pochodzących najczęściej z kalwaryjskiego sanktuarium.
Obecnie na Sądecczyźnie ciało zmarłego nie spoczywa w domu, lecz w specjalnie dostosowanym do tego domu przedpogrzebowym. Jednakże mimo to w niektórych miejscach regionu do dnia pogrzebu rodzina i znajomi zmarłego gromadzą się w jego domu lub w domu przedpogrzebowym gdzie spoczywa, aby wspólnie śpiewać i odmawiać kolejne tajemnice różańca.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Magdalena Zowczak, „Biblia ludowa. Interpretacje wątków biblijnych w kulturze ludowej”, Poznań 2013
Ann Niedźwiedź, „Królowa i Matka. Postać Marii jako uosobienie miłosierdzia w religijności polskiej”, w: „Maria Mater Misericordiae”, Kraków 2016
Magdalena Kroh, „Kumosia kumosi gorzołecke nosi. Zwyczaje narodzinowe i pogrzebowe
w Podegrodziu”, Podegrodzie 2009
Krystyna Moisan, „Matka Boska Różańcowa”, w: K. Moisan, B. Szafraniec, „Maryja orędowniczka wiernych”, Warszawa 1987
Fot. Piotr Droździk
Obecnie na Sądecczyźnie ciało zmarłego nie spoczywa w domu, lecz w specjalnie dostosowanym do tego domu przedpogrzebowym. Jednakże mimo to w niektórych miejscach regionu do dnia pogrzebu rodzina i znajomi zmarłego gromadzą się w jego domu lub w domu przedpogrzebowym gdzie spoczywa, aby wspólnie śpiewać i odmawiać kolejne tajemnice różańca.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Magdalena Zowczak, „Biblia ludowa. Interpretacje wątków biblijnych w kulturze ludowej”, Poznań 2013
Ann Niedźwiedź, „Królowa i Matka. Postać Marii jako uosobienie miłosierdzia w religijności polskiej”, w: „Maria Mater Misericordiae”, Kraków 2016
Magdalena Kroh, „Kumosia kumosi gorzołecke nosi. Zwyczaje narodzinowe i pogrzebowe
w Podegrodziu”, Podegrodzie 2009
Krystyna Moisan, „Matka Boska Różańcowa”, w: K. Moisan, B. Szafraniec, „Maryja orędowniczka wiernych”, Warszawa 1987
Fot. Piotr Droździk
Kaftan kobiecy z organkami
Nr inw. MNS KW 771, EI/3562
Materiał: sukno fabryczne, taśmy pasmanteryjne, guziki mosiężne, nici jedwabne
Wymiary: długość 57 cm
Datowanie: 1880-1890
Miejsce pochodzenia: Podegrodzie (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Materiał: sukno fabryczne, taśmy pasmanteryjne, guziki mosiężne, nici jedwabne
Wymiary: długość 57 cm
Datowanie: 1880-1890
Miejsce pochodzenia: Podegrodzie (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
W pierwszych latach XX w. kobiece kaftany z organkami były już przeżytkiem. Jak pisał etnograf Seweryn Udziela te „starodawne” okrycia wierzchnie można było czasem, ale już rzadko, zobaczyć u starszych kobiet na weselach. Młodsze gospodynie niechętnie je zakładały, uważając ten strój za przestarzały, dziwaczny i śmieszny. Wiejscy krawcy zaprzestali szycia kobiecych kaftanów, więc – jak ubolewał badacz –„te co się jeszcze dochowały, zdzierają się powoli”. O tym, że na początku XX stulecia strój wyszedł już z codziennego użytku, świadczą także fotografie Wojciecha Migacza. U tego chłopskiego fotografa z podsądeckiej Gostwicy, autora setek zdjęć pokazujących mieszkańców Sądecczyzny m.in. podczas uroczystości weselnych, kaftan kobiecy pojawia się tylko na aranżowanych zdjęciach „strojów dawniejszych” (fot. z 1912 r., w zbiorach Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu, MNS-AF/5344).
Jeden z takich „starodawnych” kaftanów, dziś unikatowy, można oglądać w zimnej izbie w lachowskiej chałupie z Gostwicy. Został wykonany pod koniec XIX w. i należał do mieszkanki Podegrodzia, zapewne żony kmiecia. Jeszcze pod koniec dziewiętnastego wieku bogate gospodynie zakładały tego typu okrycia na szczególne uroczystości. Najdłużej zachowały się one w stroju obrzędowym starościny wesela.
Kaftan został uszyty z fabrycznego ciemnozielonego sukna na kraciastej podszewce z barchanu. Jest krojony do figury, od talii ma doszytą baskinkę, która z tyłu i po bokach układa się w liczne, mocno usztywnione duże fałdy – tak zwane „organki”, znacznie poszerzające kobiecą sylwetkę. Okrycie wyróżnia się także rozłożystym, pelerynowatym kołnierzem i wysokimi mankietami. Najbardziej efektowne są jego zdobienia. To rzędy mosiężnych guzików przetykanych jedwabnymi „chwościkami”, naszycia z taśm pasmanteryjnych oraz proste wzory, wyszywane jedwabnymi nićmi, z charakterystycznym motywem kwiatowym, tak zwanym bukietem. Charakterem i bogactwem zdobień kaftan kobiecy nawiązuje do granatowych kaftanów męskich, uważanych za najbardziej rozpoznawalny element stroju Lachów Sądeckich.
Jeden z takich „starodawnych” kaftanów, dziś unikatowy, można oglądać w zimnej izbie w lachowskiej chałupie z Gostwicy. Został wykonany pod koniec XIX w. i należał do mieszkanki Podegrodzia, zapewne żony kmiecia. Jeszcze pod koniec dziewiętnastego wieku bogate gospodynie zakładały tego typu okrycia na szczególne uroczystości. Najdłużej zachowały się one w stroju obrzędowym starościny wesela.
Kaftan został uszyty z fabrycznego ciemnozielonego sukna na kraciastej podszewce z barchanu. Jest krojony do figury, od talii ma doszytą baskinkę, która z tyłu i po bokach układa się w liczne, mocno usztywnione duże fałdy – tak zwane „organki”, znacznie poszerzające kobiecą sylwetkę. Okrycie wyróżnia się także rozłożystym, pelerynowatym kołnierzem i wysokimi mankietami. Najbardziej efektowne są jego zdobienia. To rzędy mosiężnych guzików przetykanych jedwabnymi „chwościkami”, naszycia z taśm pasmanteryjnych oraz proste wzory, wyszywane jedwabnymi nićmi, z charakterystycznym motywem kwiatowym, tak zwanym bukietem. Charakterem i bogactwem zdobień kaftan kobiecy nawiązuje do granatowych kaftanów męskich, uważanych za najbardziej rozpoznawalny element stroju Lachów Sądeckich.
Kaftan z organkami tworzył komplet z bogato haftowaną koszulą z cienkiego, dobrze bielonego płótna, długą i obficie marszczoną spódnicą, zwykle z wełenki w ciemnym, wyrazistym kolorze, np. czerwonym oraz z białą płócienną zapaską zdobioną ażurowym haftem. Charakterystycznym elementem stroju starościny, noszonym także przez inne zamożne gospodynie do stroju paradnego, była chusta czepcowa. Uszyta z białego, cienkiego płótna, wyróżniała się czerwonym misternym haftem łańcuszkowym, który pokrywał jedno jej naroże i krawędzie dwóch ramion. Kobiety upinały chustę w efektowny czepiec, tak by pokryty haftem róg spływał na plecy, a wyszywane końce tworzyły nad czołem misternie zawiązany węzeł. Obowiązkiem starszej starościny wesela było nałożenie czepca pannie młodej, czym symbolicznie przyjmowała ją do grona mężatek. Do tej zaszczytnej roli wybierano najczęściej starsze, cieszące się szacunkiem zamożne gospodynie.
„Czepiny” były jednym z ważniejszych momentów wesela. Odbywały się koło północy. Tradycyjnie w czepinach uczestniczyły tylko kobiety zamężne. Przed czepinami pani młoda tańczyła po kolei ze wszystkimi druhnami i drużbami, żegnając się w ten sposób z panieńskim stanem. Zwyczajową próbą przedłużenia panieństwa była ucieczka młodej. Dziewczyna starała się skryć, np. w komorze, odwlekając w ten sposób moment „czepin”. Było to podyktowane tradycją, a nie rzeczywistą niechęcią do małżeństwa. Młoda przyprowadzona do izby weselnej, mimo udawanych protestów i krzyków, była sadzana na dzieży – naczyniu w którym zarabiało się ciasto na chleb (a w późniejszych czasach stołku czy krześle). Rozpoczynał się obrzęd. Towarzyszyły mu, intonowane przez starościny, przyśpiewki komentujące los dziewczyny i pieśni życzeniowe zapewniające jej pomyślność w roli żony i matki. Momentem kulminacyjnym było zdjęcie młodej wianka, a w odleglejszych czasach także obcięcie warkocza (symboli panieństwa) oraz nałożenie czepca.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
MariaBrylak-Załuska, „Zarys kultury materialnej Lachów Podegrodzkich”, [w:] „Podegrodzie i gmina Podegrodzie. Zarys dziejów”, s. 835-900
Magdalena Kroh, „Wesele Podegrodzkie”, Podegrodzie 2012
Zdzisław Szewczyk, Maria Brylak-Załuska, „Strój Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 2004
Seweryn Udziela, „Kilka słów o strojach, budowlach, sprzętach i naczyniach w Sądeczyźnie”, „LUD”, t. X, 1904
Fot. Piotr Droździk
FILM - Kaftan kobiecy lachowski: https://www.youtube.com/watch?v=TXvglucRDqg
„Czepiny” były jednym z ważniejszych momentów wesela. Odbywały się koło północy. Tradycyjnie w czepinach uczestniczyły tylko kobiety zamężne. Przed czepinami pani młoda tańczyła po kolei ze wszystkimi druhnami i drużbami, żegnając się w ten sposób z panieńskim stanem. Zwyczajową próbą przedłużenia panieństwa była ucieczka młodej. Dziewczyna starała się skryć, np. w komorze, odwlekając w ten sposób moment „czepin”. Było to podyktowane tradycją, a nie rzeczywistą niechęcią do małżeństwa. Młoda przyprowadzona do izby weselnej, mimo udawanych protestów i krzyków, była sadzana na dzieży – naczyniu w którym zarabiało się ciasto na chleb (a w późniejszych czasach stołku czy krześle). Rozpoczynał się obrzęd. Towarzyszyły mu, intonowane przez starościny, przyśpiewki komentujące los dziewczyny i pieśni życzeniowe zapewniające jej pomyślność w roli żony i matki. Momentem kulminacyjnym było zdjęcie młodej wianka, a w odleglejszych czasach także obcięcie warkocza (symboli panieństwa) oraz nałożenie czepca.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
MariaBrylak-Załuska, „Zarys kultury materialnej Lachów Podegrodzkich”, [w:] „Podegrodzie i gmina Podegrodzie. Zarys dziejów”, s. 835-900
Magdalena Kroh, „Wesele Podegrodzkie”, Podegrodzie 2012
Zdzisław Szewczyk, Maria Brylak-Załuska, „Strój Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 2004
Seweryn Udziela, „Kilka słów o strojach, budowlach, sprzętach i naczyniach w Sądeczyźnie”, „LUD”, t. X, 1904
Fot. Piotr Droździk
FILM - Kaftan kobiecy lachowski: https://www.youtube.com/watch?v=TXvglucRDqg
Kaftan męski
Nr inw. MNS KW3292, EI/3518
Materiał: sukno fabryczne granatowe, taśmy pasmanteryjne, guziki mosiężne, nici jedwabne
Wymiary: długość 102 cm, szerokość pleców 40 cm
Datowanie: kon. XIX w.
Miejsce pochodzenia: Gostwica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Materiał: sukno fabryczne granatowe, taśmy pasmanteryjne, guziki mosiężne, nici jedwabne
Wymiary: długość 102 cm, szerokość pleców 40 cm
Datowanie: kon. XIX w.
Miejsce pochodzenia: Gostwica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Za najbardziej charakterystyczny element stroju Lachów Sądeckich uważa się męski granatowy kaftan. Jeszcze pod kon. XIX w. był on powszechnie noszony do stroju świątecznego przez młodych mężczyzn, szczególnie kawalerów z zamożnych rodzin. W komplecie z granatowymi spodniami, „błokiciami”, zakładano go na największe uroczystości. W granatowych kaftanach występowała banderia, czyli konna asysta księdza prymicjanta, biskupa czy przedstawicieli wysokiej władzy. Zwyczajowo kaftany nosili pan młody i jego kawalerska drużyna. W relacji z wiejskiego wesela w Dąbrowie pod Sączem, spisanej przez Oskara Kolberga w 1851 r., pan młody występuje „w żupanie granatowym podbitym czerwonym suknem, w pasie guziczkami gęsto nabijanym”.
W bogatych rodzinach „chodok” szykujący się do ślubu dostawał kompletny świąteczny strój od rodziców. Kaftan oraz wyszywane spodnie zamawiali u wiejskiego krawca. Zdarzało się, że zamożny gospodarz sprowadzał krawca do domu, gdzie dostarczał mu wszystkie potrzebne materiały, zapewniał wikt i sowicie płacił za robotę. Żeby wyhaftować paradny kaftan i „błokicie” jeden krawiec musiał pracować przez trzy miesiące „codziennie od godziny 6 rano do 9 wieczorem”. W pierwszych latach XX w. specjalistów umiejących uszyć i wyhaftować ten tradycyjny ubiór było już niewielu. Jeden z bieglejszych pracował w Gostwicy, dwóch krawców działało w Gołkowicach Polskich, jeden „do męskiej odzieży” – w Żeleźnikowej. Znany był Wojciech Plata z Przyszowej czy Stanisław Zygmunt z Juraszowej. Bogato wyszywane kaftany były kosztowne, dodatkowo na pocz. XX w. zaczęto je uważać za staroświeckie i śmieszne. Mężczyźni coraz chętniej zamiast „starodawnych” strojów kupowali więc na kramach modną i dużo tańszą gotową odzież (którą Seweryn Udziela określał „miejską tandetą”).
Kaftany lachowskie szyto z granatowego sukna fabrycznego, a podbijano i lamowano suknem czerwonym. Krojono je do figury. Charakterystyczne były łukowate szwy na plecach, podkreślone czerwonymi aplikacjami. Z tyłu od pasa doszywano dwa płaty materiału, tak zwane „tacki”, które ułatwiały jazdę konną. Kaftan nie miał zapięć. Odsłaniał przód haftowanej koszuli, szeroki ozdobny pas i hafty na spodniach. Krój kaftana (znany także w ubiorach wiejskich w innych regionach Małopolski) wywodził się z francuskich wzorów z epoki napoleońskiej. Do mody wiejskiej trafił za pośrednictwem ubiorów mieszczańskich.
W bogatych rodzinach „chodok” szykujący się do ślubu dostawał kompletny świąteczny strój od rodziców. Kaftan oraz wyszywane spodnie zamawiali u wiejskiego krawca. Zdarzało się, że zamożny gospodarz sprowadzał krawca do domu, gdzie dostarczał mu wszystkie potrzebne materiały, zapewniał wikt i sowicie płacił za robotę. Żeby wyhaftować paradny kaftan i „błokicie” jeden krawiec musiał pracować przez trzy miesiące „codziennie od godziny 6 rano do 9 wieczorem”. W pierwszych latach XX w. specjalistów umiejących uszyć i wyhaftować ten tradycyjny ubiór było już niewielu. Jeden z bieglejszych pracował w Gostwicy, dwóch krawców działało w Gołkowicach Polskich, jeden „do męskiej odzieży” – w Żeleźnikowej. Znany był Wojciech Plata z Przyszowej czy Stanisław Zygmunt z Juraszowej. Bogato wyszywane kaftany były kosztowne, dodatkowo na pocz. XX w. zaczęto je uważać za staroświeckie i śmieszne. Mężczyźni coraz chętniej zamiast „starodawnych” strojów kupowali więc na kramach modną i dużo tańszą gotową odzież (którą Seweryn Udziela określał „miejską tandetą”).
Kaftany lachowskie szyto z granatowego sukna fabrycznego, a podbijano i lamowano suknem czerwonym. Krojono je do figury. Charakterystyczne były łukowate szwy na plecach, podkreślone czerwonymi aplikacjami. Z tyłu od pasa doszywano dwa płaty materiału, tak zwane „tacki”, które ułatwiały jazdę konną. Kaftan nie miał zapięć. Odsłaniał przód haftowanej koszuli, szeroki ozdobny pas i hafty na spodniach. Krój kaftana (znany także w ubiorach wiejskich w innych regionach Małopolski) wywodził się z francuskich wzorów z epoki napoleońskiej. Do mody wiejskiej trafił za pośrednictwem ubiorów mieszczańskich.
Rodzimy i niepowtarzalny był sposób jego zdobienia. Lśniły mosiężne guziczki nabite na piersiach i klapach kieszeni oraz wokół pasa. Między guzikami naszywano barwne „chwościki” z jedwabnych nici w kolorze żółtym, zielonym i czerwonym. Jednak najbardziej efektowne były hafty. Wykonywano je ściegiem łańcuszkowym jedwabnymi lub bawełnianymi nićmi i uzupełniano drobnymi cekinami i koralikami. Hafty obiegały wszystkie krawędzie kaftana, pokrywały stójkę i mankiety. Uwagę przykuwały bukiety z symetrycznie rozmieszczonymi gałązkami, zdobiące naroża tacek i poły. Trudno było o dwa identyczne kaftany. Miejscowi krawcy nigdy nie kopiowali wzorów, nie korzystali z wzorników. Hafty wykonywali z pamięci, a haftując tworzyli.
Odświętny strój kawalerski jest doskonałym przykładem przejściowego charakteru kultury Lachów Sądeckich, ukształtowanej na styku góralszczyzny karpackiej i nizinnych regionów Małopolski. Kaftan nawiązuje do ubiorów krakowskich. Sposób zdobienia spodni – sercówka wyszyta wokół przyporów, czyli rozcięć z przodu – wywodzi się od góralskich parzenic. Góralskiego pochodzenia jest szeroki pas zapinany na kilka klamer, noszony do „błokici”. Rogatywka z czerwonego sukna, przybrana pawim lub kogucim piórem, zakładana na szczególne okazje, a modna głównie wśród młodzieży z Gostwicy, przypomina rogatywki krakowskie.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „Zarys kultury materialnej Lachów Podegrodzkich”, [w:] „Podegrodzie i gmina Podegrodzie. Zarys dziejów”, s. 835-900
Magdalena Kroh, „Wesele Podegrodzkie”, Podegrodzie 2012
Zdzisław Szewczyk, Maria Brylak-Załuska, „Strój Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 2004
Seweryn Udziela, „Kilka słów o strojach, budowlach, sprzętach i naczyniach w Sądeczyźnie”, „LUD”, t. X, 1904
Fot. Piotr Droździk
FILM - Kaftan męski: https://www.youtube.com/watch?v=U-7M-itCWBQ
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „Zarys kultury materialnej Lachów Podegrodzkich”, [w:] „Podegrodzie i gmina Podegrodzie. Zarys dziejów”, s. 835-900
Magdalena Kroh, „Wesele Podegrodzkie”, Podegrodzie 2012
Zdzisław Szewczyk, Maria Brylak-Załuska, „Strój Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 2004
Seweryn Udziela, „Kilka słów o strojach, budowlach, sprzętach i naczyniach w Sądeczyźnie”, „LUD”, t. X, 1904
Fot. Piotr Droździk
FILM - Kaftan męski: https://www.youtube.com/watch?v=U-7M-itCWBQ
Gurmana lachowska
Nr inw. MNS KW 769, EI/3584
Materiał: sukno owcze samodziałowe, haft nićmi wełnianymi
Wymiary: długość 115 cm
Datowanie: przed I wojną światową
Miejsce pochodzenia: Moszczenica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
Materiał: sukno owcze samodziałowe, haft nićmi wełnianymi
Wymiary: długość 115 cm
Datowanie: przed I wojną światową
Miejsce pochodzenia: Moszczenica (pow. nowosądecki, woj. małopolskie)
W zimnej izbie w chałupie z Gostwicy odtworzono scenę z wesela, jakie mogło mieć miejsce wiek temu w rodzinie zamożnych gospodarzy ze wsi w centrum regionu Lachów Sądeckich. O statusie majątkowym i społecznym uczestników obrzędu oraz przynależności do grupy etnograficznej świadczą m.in. stroje. To ubiory obrzędowe noszone przez zamożnych kmieci z tego subregionu na przełomie XIX i XX stulecia. Podkreślają wyjątkowy charakter zaślubin – jednej z najważniejszych uroczystości rodzinnych odbywających się w wiejskiej społeczności oraz identyfikują jej uczestników, wskazując przypisane im w tym dniu role. Jednym z takich ubiorów jest gurmana, która jeszcze w okresie przedwojennym była elementem stroju starostów weselnych, czyli wszystkich żonatych mężczyzn. Grupie „starosieńków” przewodził starszy starosta – na weselu najważniejsza osoba po młodych. Najczęściej był to ktoś z najbliższej rodziny panny młodej, zwykle ojciec chrzestny lub wujek dziewczyny (brat matki). Mimo że obrzęd prowadził starszy drużba, to „na pierwszym miejscu był postawiony starszy starosta”. To on rządził weselem, „jak siodł to miało być siadane, jak stoł to miało być stane”. Był gospodarzem wesela. Zapraszał do błogosławieństwa, pilnował by nie zabrakło jedzenia i alkoholu.
Starostowie do tradycyjnej gurmany zakładali granatowe sukienne spodnie z haftami, tzw. „błokicia”, karbiaki, czyli buty z wysokimi cholewami, które na wysokości kostki były ułożone w charakterystyczne miechy, haftowaną koszulę, granatową wyszywaną kamizelkę i zdobiony pas „sros” lub szeroki pas typu góralskiego. Na początku XX w. Seweryn Udziela, etnograf i badacz sądeckiej wsi, pisał, że strojną gurmanę mężczyźni przywdziewali na wierzch nie tylko na paradę, ale także w czasach chłodnych i deszczowych. Bogato wyszywana gurmana, rzecz w tamtych czasach kosztowna, była marzeniem kmiecych synów: „Każdy młody parobczak pragnie gorąco mieć jak najpiękniejszą gurmanę i w miarę funduszów, jakie posiada na opłacenie krawca, każe sobie mniej lub więcej bogato i na piersiach szeroko gurmanę wyhaftować”.
Starostowie do tradycyjnej gurmany zakładali granatowe sukienne spodnie z haftami, tzw. „błokicia”, karbiaki, czyli buty z wysokimi cholewami, które na wysokości kostki były ułożone w charakterystyczne miechy, haftowaną koszulę, granatową wyszywaną kamizelkę i zdobiony pas „sros” lub szeroki pas typu góralskiego. Na początku XX w. Seweryn Udziela, etnograf i badacz sądeckiej wsi, pisał, że strojną gurmanę mężczyźni przywdziewali na wierzch nie tylko na paradę, ale także w czasach chłodnych i deszczowych. Bogato wyszywana gurmana, rzecz w tamtych czasach kosztowna, była marzeniem kmiecych synów: „Każdy młody parobczak pragnie gorąco mieć jak najpiękniejszą gurmanę i w miarę funduszów, jakie posiada na opłacenie krawca, każe sobie mniej lub więcej bogato i na piersiach szeroko gurmanę wyhaftować”.
Gurmana to rodzaj długiego płaszcza szytego z grubego samodziałowego sukna owczego, czyli tkanego na domowych krosnach i spilśnianego w foluszu. Na gurmany starszego typu przeznaczano sukno białe. Od przełomu XIX i XX w. bardziej modne stały się gurmany z sukna w kolorze brązowym, tak zwane „corne”. Gurmany miały archaiczny krój poncho podłużnego. Przód, tył i górne części rękawów krojono z jednego płata materiału. Dolną część rękawów doszywano. Stan był poszerzany od bioder klinami, które w czarnych gurmanach tworzyły po bokach dwie fałdy (w starszych gurmanach białych było ich cztery). Po bokach, poniżej pasa znajdowały się skośne rozcięcia kieszeniowe bez wszytych worków kieszeni. Pozwalały one łatwo sięgać do kieszonki w pasie noszonym pod gurmaną lub zatkniętego za pas kapciucha z tytoniem.
Wyróżnikiem lachowskich gurman były bogate hafty łańcuszkowe wykonane wełnianymi nićmi, czasami uzupełniane drobnymi cekinami. Wyszywane szlaki z lachowskimi motywami „wisełki z ogóreczkami” lub „rapkami”, „półkostek z pazdurkami”, kwiatków czy listeczków, biegły na piersiach, wzdłuż rozcięć przodu, wokół dolnej krawędzi i przy mankietach. Zdobiły także stójkę i rozcięcia kieszeni. Efekt podkreślały lamowania i aplikacje z czerwonego sukna. Najbardziej charakterystycznym elementem było pięć bukietów rozmieszczonych symetrycznie wokół dolnej krawędzi – po jednym w rogach przodów, dwa po bokach i jeden na środku tyłu. Haft wokół dolnej krawędzi najwyraźniej odróżniał gurmany noszone przez Lachów od gurman góralskich, których dół nie był zdobiony.
Białe gurmany lachowskie wyszywano skromniej, szlaki barwnych wzorów były na nich węższe i drobniejsze. Rozkwit zdobnictwa nastąpił pod koniec XIX w., misternym, gęstym haftem układanym w szerokich pasach, dekorowano przede wszystkim gurmany „corne”. Rozmaitość wzorów była tak wielka i odrębna dla poszczególnych parafii, a nawet wsi, że po wyszyciach na gurmanie można było rozpoznać, skąd pochodzi jej właściciel.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „Zarys kultury materialnej Lachów Podegrodzkich”, [w:] „Podegrodzie i gmina Podegrodzie. Zarys dziejów”, s. 835-900
Magdalena Kroh, „Wesele Podegrodzkie”, Podegrodzie 2012
Zdzisław Szewczyk, Maria Brylak-Załuska, „Strój Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 2004
Seweryn Udziela, „Kilka słów o strojach, budowlach, sprzętach i naczyniach w Sądeczyźnie”, „LUD”, t. X, 1904
Fot. Piotr Droździk
FILM - gurmana lachowska: https://www.youtube.com/watch?v=apBbaJ1tArk
Wyróżnikiem lachowskich gurman były bogate hafty łańcuszkowe wykonane wełnianymi nićmi, czasami uzupełniane drobnymi cekinami. Wyszywane szlaki z lachowskimi motywami „wisełki z ogóreczkami” lub „rapkami”, „półkostek z pazdurkami”, kwiatków czy listeczków, biegły na piersiach, wzdłuż rozcięć przodu, wokół dolnej krawędzi i przy mankietach. Zdobiły także stójkę i rozcięcia kieszeni. Efekt podkreślały lamowania i aplikacje z czerwonego sukna. Najbardziej charakterystycznym elementem było pięć bukietów rozmieszczonych symetrycznie wokół dolnej krawędzi – po jednym w rogach przodów, dwa po bokach i jeden na środku tyłu. Haft wokół dolnej krawędzi najwyraźniej odróżniał gurmany noszone przez Lachów od gurman góralskich, których dół nie był zdobiony.
Białe gurmany lachowskie wyszywano skromniej, szlaki barwnych wzorów były na nich węższe i drobniejsze. Rozkwit zdobnictwa nastąpił pod koniec XIX w., misternym, gęstym haftem układanym w szerokich pasach, dekorowano przede wszystkim gurmany „corne”. Rozmaitość wzorów była tak wielka i odrębna dla poszczególnych parafii, a nawet wsi, że po wyszyciach na gurmanie można było rozpoznać, skąd pochodzi jej właściciel.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Maria Brylak-Załuska, „Zarys kultury materialnej Lachów Podegrodzkich”, [w:] „Podegrodzie i gmina Podegrodzie. Zarys dziejów”, s. 835-900
Magdalena Kroh, „Wesele Podegrodzkie”, Podegrodzie 2012
Zdzisław Szewczyk, Maria Brylak-Załuska, „Strój Lachów Sądeckich”, Nowy Sącz 2004
Seweryn Udziela, „Kilka słów o strojach, budowlach, sprzętach i naczyniach w Sądeczyźnie”, „LUD”, t. X, 1904
Fot. Piotr Droździk
FILM - gurmana lachowska: https://www.youtube.com/watch?v=apBbaJ1tArk
Trąbka
Nr inw. MNS KW 18081, EI/4900
Wymiary: długość 51 cm, średnica czary głosowej 15,4 cm
Materiał: mosiądz
Wymiary: długość 51 cm, średnica czary głosowej 15,4 cm
Materiał: mosiądz
W zimnej izbie w chałupie z Gostwicy, gdzie zaaranżowana jest wystawa prezentująca wesele z początków XX wieku, wyeksponowana jest trąbka. Umieszczona jest pod prawą ścianą, na specjalnej ławie przeznaczonej dla muzykantów, obok pozostałych instrumentów tradycyjnej kapeli lachowskiej: dwojga skrzypiec, klarnetu i basów. Opisywany eksponat ma postać wąskiej metalowej rury skręconej w wydłużoną pętlę, z jednej strony zakończonej kielichowatym, profilowanym ustnikiem, z drugiej rozszerzającej się w czarę głosową. Zmiany wysokości dźwięku umożliwia zespół trzech wentyli obrotowych zakończonych klapami, osadzony pośrodku pętli. Na zewnętrznej stronie czary głosowej wyryty jest ozdobny napis „Alberto Sinfonia”.
Prezentowane w skansenie instrumenty stanowią późną postać instrumentarium wiejskich kapel (zwanych potocznie „muzykami”) grających na Sądecczyźnie w regionie Lachów Sądeckich. W okresie I Rzeczpospolitej popularnym instrumentem w skali całego kraju były dudy, na co wskazują również nieliczne źródła historyczne dotyczące ziemi sądeckiej. Niestety poza dokumentami i poszlakami w postaci nazw własnych czy tekstów przyśpiewek po dudach nie pozostał trwały ślad. Z biegiem lat dudy wypierane były przez zyskujące na popularności skrzypce, które dawały większe możliwości melodyczne i które niejednokrotnie konstruowane były na wiejskich pastwiskach przez młodych adeptów gry. W XIX stuleciu wesela i wiejskie zabawy odbywały się w towarzystwie „muzyki” składającej się ze skrzypiec, które grały podstawową, wiodącą melodię oraz basu pełniącego rolę rytmicznego burdonu. Do tego archaicznego składu z czasem dołączyły skrzypce sekund wzmacniając sekcję rytmiczną, co było echem muzycznych rozwiązań stosowanych na dworach i pałacach monarchii Habsburgów.
Prezentowane w skansenie instrumenty stanowią późną postać instrumentarium wiejskich kapel (zwanych potocznie „muzykami”) grających na Sądecczyźnie w regionie Lachów Sądeckich. W okresie I Rzeczpospolitej popularnym instrumentem w skali całego kraju były dudy, na co wskazują również nieliczne źródła historyczne dotyczące ziemi sądeckiej. Niestety poza dokumentami i poszlakami w postaci nazw własnych czy tekstów przyśpiewek po dudach nie pozostał trwały ślad. Z biegiem lat dudy wypierane były przez zyskujące na popularności skrzypce, które dawały większe możliwości melodyczne i które niejednokrotnie konstruowane były na wiejskich pastwiskach przez młodych adeptów gry. W XIX stuleciu wesela i wiejskie zabawy odbywały się w towarzystwie „muzyki” składającej się ze skrzypiec, które grały podstawową, wiodącą melodię oraz basu pełniącego rolę rytmicznego burdonu. Do tego archaicznego składu z czasem dołączyły skrzypce sekund wzmacniając sekcję rytmiczną, co było echem muzycznych rozwiązań stosowanych na dworach i pałacach monarchii Habsburgów.
Instrumenty dęte, uznawane obecnie przez regionalistów za wyróżnik muzyki Lachów, upowszechniły się na sądeckiej wsi na pocz. XX wieku pod wpływem orkiestr dętych cesarsko-królewskiej armii Austro-Węgier. Młodzi mężczyźni zaciągnięci „w rekruty”, by służyć Najjaśniejszemu Cesarzowi, zafascynowani brzmieniem tychże instrumentów zaadaptowali je do potrzeb lokalnej społeczności. Najwcześniej w użytkowanie wszedł klarnet, w następnej kolejności obok niego pojawił się kornet o łagodniejszym, „cieplejszym” brzmieniu, który to zastąpiony został trąbką. Instrumentom dętym nadawano szczególną wartość, co wynikało z ich ograniczonej dostępności. Trąbka lub klarnet stanowiły duży wydatek, na jaki niewielu instrumentalistów mogło sobie pozwolić. Często trębacz lub klarnecista zamawiany był w odległe strony, przez co obszar jego działalności nie ograniczał się jedynie do kilku sąsiadujących ze sobą miejscowości. „Dęciaki”, jak potocznie nazywa się te instrumenty, stanowiły kunsztowną ozdobę wykonywanej muzyki, świadczyły o wysokim poziomie wykonawczym kapeli, a także podnosiły prestiż wesela, na którym były użytkowane. Tylko najzamożniejsi gospodarze mogli pozwolić sobie, aby wesele uświetnione było brzmieniem tych instrumentów, podczas gdy zwyczajne spotkania towarzyskie odbywały się nierzadko przy akompaniamencie samych skrzypiec, heligonki, a nawet zwykłego liścia bzu.
„Muzyka” z początków poprzedniego stulecia odpowiadała na gusta swoich odbiorców zarazem je kreując. Każdy uczestnik wesela aby zatańczyć płacił pieniądze wrzucając je do basu, a następnie śpiewał improwizowaną przyśpiewkę na wybraną melodię. Obowiązkiem prymisty było odegrać podaną przez śpiewanego melodię. Nieumiejętne wykonanie melodii nierzadko mogło skończyć się pobiciem muzykanta. W repertuarze wiejskich kapel najpopularniejsze były polki, chętnie tańczone przez uczestników zabaw, od których najwięcej zręczności wymagała „wściekła polka”. Ciekawym tańcem był sztajer, wywodzący się z austriackiej Styrii, będący rodzajem tamtejszego lendlera, zaadoptowany na Sądecczyźnie w XIX stuleciu. Interesujący jest również krakowiak sądecki, stanowiący popis taneczny mężczyzn. Do obecnych niegdyś, a dziś zapomnianych przez zespoły folklorystyczne form muzyczno-tanecznych należą mazurki i oberki, zarejestrowane na Sądecczyźnie jeszcze w latach 50. XX wieku przez uczestników Akcji Zbierania Folkloru Muzycznego.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Zbigniew Przerembski, „Dudy. Dzieje instrumentu w kulturze staropolskiej”, Warszawa 2006
Aneta Oborny, „Polskie instrumenty ludowe”, Warszawa 2015
Aleksandra Szurmiak-Bogucka, Jan Szabla, „Pieśni ludowe z Sądecczyzny”, Nowy Sącz 2018
Fot. Piotr Droździk
„Muzyka” z początków poprzedniego stulecia odpowiadała na gusta swoich odbiorców zarazem je kreując. Każdy uczestnik wesela aby zatańczyć płacił pieniądze wrzucając je do basu, a następnie śpiewał improwizowaną przyśpiewkę na wybraną melodię. Obowiązkiem prymisty było odegrać podaną przez śpiewanego melodię. Nieumiejętne wykonanie melodii nierzadko mogło skończyć się pobiciem muzykanta. W repertuarze wiejskich kapel najpopularniejsze były polki, chętnie tańczone przez uczestników zabaw, od których najwięcej zręczności wymagała „wściekła polka”. Ciekawym tańcem był sztajer, wywodzący się z austriackiej Styrii, będący rodzajem tamtejszego lendlera, zaadoptowany na Sądecczyźnie w XIX stuleciu. Interesujący jest również krakowiak sądecki, stanowiący popis taneczny mężczyzn. Do obecnych niegdyś, a dziś zapomnianych przez zespoły folklorystyczne form muzyczno-tanecznych należą mazurki i oberki, zarejestrowane na Sądecczyźnie jeszcze w latach 50. XX wieku przez uczestników Akcji Zbierania Folkloru Muzycznego.
Kamil Basta
Ważniejsza literatura:
Zbigniew Przerembski, „Dudy. Dzieje instrumentu w kulturze staropolskiej”, Warszawa 2006
Aneta Oborny, „Polskie instrumenty ludowe”, Warszawa 2015
Aleksandra Szurmiak-Bogucka, Jan Szabla, „Pieśni ludowe z Sądecczyzny”, Nowy Sącz 2018
Fot. Piotr Droździk
Fotografia z wesela
Nr inw. MNS-AF/5311
Datowanie: 1911 r.
Autor: Wojciech Migacz
Materiał: czarno-biała odbitka na papierze fotograficznym, karton, drewniana ramka, szkło
Datowanie: 1911 r.
Autor: Wojciech Migacz
Materiał: czarno-biała odbitka na papierze fotograficznym, karton, drewniana ramka, szkło
„Wesele Antoniego Gąsiorowskiego ze Stadeł żeniącego się u Maciuszka w Rogach. Foto 7.2.1911 r.” – taki opis, wykonany przez autora zdjęcia, Wojciecha Migacza, widnieje na odwrocie fotografii. Zdjęcie, naklejone na zielonym kartoniku z namalowanym, prostym zdobieniem i oprawione w drewniane, malowane na srebrno ramki, wisi w zimnej izbie w chałupie z Gostwicy. Przedstawia sporą grupę weselników pozujących przed domem z rozłożystym, krytym strzechą dachem i ścianami w połowie bielonymi, a w połowie malowanymi w białe kropy. Goście ustawili się w kilku rzędach, część stoi na podwyższeniu przed domem, ktoś pozuje stojąc na drzewie. W pierwszym rzędzie państwo młodzi, on ubrany z miejska. Otaczające parę dziewczęta, zapewne drużki, przyjaciółki siostry młodych mają szerokie, długie spódnice. Niektóre, mimo zimowej aury, na białe bluzki z mocno bufiastymi rękawami, założyły ciemne, wyszywane gorsety. Inne mają na sobie wizytki, również zdobione aplikacjami i haftem. Kilka, wśród nich także dziewczynki, na głowach zawiązało chustki. Niektóre, dla parady, ściskają w dłoniach chusteczki do nosa. W drugim rzędzie, centralnie, stoi kapela – widać basy, dwie pary skrzypiec, trąbkę i klarnet.
To tylko niektóre szczegóły dające się wyczytać ze zdjęcia zrobionego ponad wiek temu, w czasach, gdy fotografia była na wsi rzadkością. Mieszkający w Gostwicy Wojciech Migacz (1874 – 1944), sam siebie określał jako „fotografa amatora”, jednak doskonale zdawał sobie sprawę z dokumentacyjnej wagi robionych zdjęć. Z fotografią zetknął się prawdopodobnie podczas nauki w Cesarsko-Królewskiej Zawodowej Szkole Przemysłu Drzewnego w Zakopanem, gdzie zdobył zawód stolarza, tokarza i snycerza. Z czasów pobytu pod Tatrami pochodzą jego pierwsze prace fotograficzne.
W późniejszych latach to właśnie fotografia stała się nie tylko największą pasją Migacza, ale także, obok rolnictwa i wyuczonego zawodu, głównym źródłem jego utrzymania. Własnoręcznie wykonanym aparatem fotografował mieszkańców rodzinnej wsi podczas wesel, pogrzebów, uroczystości kościelnych i patriotycznych. Robił na zamówienie zdjęcia portretowe, fotografował urlopowiczów przyjeżdżających do rodziny na przepustkę, dokumentował „starodawne stroje narodowe”. Z czasem stał się prawdziwym reporterem utrwalającym najważniejsze wydarzenia w regionie (np. wizytę gen. Józefa Hallera w Nowym Sączu, powitanie prezydenta Ignacego Mościckiego w Podegrodziu czy wielką powódź, która dotknęła Sądecczyznę). Był także konstruktorem i wynalazcą. Sam zaprojektował
i zbudował gramofon, siewnik, w domu zamontował alarm. Miejscowi zapamiętali go jako „mężczyznę wdałego” i wesołego, poetę, skrzypka, społecznika.
Po latach spełniło się marzenie Wojciecha Migacza – jego fotografie znalazły się w zbiorach muzeów, będąc niezastąpionym źródłem wiedzy o dawnej sądeckiej wsi i żyjących tam ludziach.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Anna Bomba, „Sądecczyzna sto lat temu w fotografii Wojciecha Migacza”, Nowy Sącz 2019
Joanna Hołda, Jacek Kurzeja, „Światłoczuły”, film, Nowy Sącz 2016
Fot. Piotr Droździk
To tylko niektóre szczegóły dające się wyczytać ze zdjęcia zrobionego ponad wiek temu, w czasach, gdy fotografia była na wsi rzadkością. Mieszkający w Gostwicy Wojciech Migacz (1874 – 1944), sam siebie określał jako „fotografa amatora”, jednak doskonale zdawał sobie sprawę z dokumentacyjnej wagi robionych zdjęć. Z fotografią zetknął się prawdopodobnie podczas nauki w Cesarsko-Królewskiej Zawodowej Szkole Przemysłu Drzewnego w Zakopanem, gdzie zdobył zawód stolarza, tokarza i snycerza. Z czasów pobytu pod Tatrami pochodzą jego pierwsze prace fotograficzne.
W późniejszych latach to właśnie fotografia stała się nie tylko największą pasją Migacza, ale także, obok rolnictwa i wyuczonego zawodu, głównym źródłem jego utrzymania. Własnoręcznie wykonanym aparatem fotografował mieszkańców rodzinnej wsi podczas wesel, pogrzebów, uroczystości kościelnych i patriotycznych. Robił na zamówienie zdjęcia portretowe, fotografował urlopowiczów przyjeżdżających do rodziny na przepustkę, dokumentował „starodawne stroje narodowe”. Z czasem stał się prawdziwym reporterem utrwalającym najważniejsze wydarzenia w regionie (np. wizytę gen. Józefa Hallera w Nowym Sączu, powitanie prezydenta Ignacego Mościckiego w Podegrodziu czy wielką powódź, która dotknęła Sądecczyznę). Był także konstruktorem i wynalazcą. Sam zaprojektował
i zbudował gramofon, siewnik, w domu zamontował alarm. Miejscowi zapamiętali go jako „mężczyznę wdałego” i wesołego, poetę, skrzypka, społecznika.
Po latach spełniło się marzenie Wojciecha Migacza – jego fotografie znalazły się w zbiorach muzeów, będąc niezastąpionym źródłem wiedzy o dawnej sądeckiej wsi i żyjących tam ludziach.
Joanna Hołda
Ważniejsza literatura:
Anna Bomba, „Sądecczyzna sto lat temu w fotografii Wojciecha Migacza”, Nowy Sącz 2019
Joanna Hołda, Jacek Kurzeja, „Światłoczuły”, film, Nowy Sącz 2016
Fot. Piotr Droździk